Karmelita bosy posługujący w Usolu Syberyjskim opowiada o rzeczywistości misyjnej na ogromnych terytoriach.
Posługa misyjna wiąże się z dojeżdżaniem na oddalone o kilkaset kilometrów miejscowości. – W parafii posługuje trzech karmelitów, ale zazwyczaj jesteśmy w rozjazdach. Warto wiedzieć, że należymy do diecezji św. Józefa w Irkucku, największej terytorialnie diecezji na świecie <jest ponad trzydziestokrotnie większa, niż Polska, przyp. red.>, na której posługuje tylko 35 kapłanów różnych narodowości. Gdy któryś z nich, choćby z powodów losowych, musi chwilowo opuścić placówkę, na której posługuje samotnie, kto go zastąpi? – pyta retorycznie o. Zięba.
Kapłan opowiada, że ze względu na gigantyczne odległości, Msza Krzyżma Świętego w diecezji sprawowana jest w Wielki Wtorek (by księża zdążyli powrócić na swoje parafie), a w niektórych miejscowościach święcenie olejów odbywa się jeszcze przed Niedzielą Palmową. - W pewien Wielki Czwartek, gdy byłem na zastępstwie w Magadanie, zdałem sobie sprawę, że mój najbliższy brat w kapłaństwie znajduje się jakieś 2000 km dalej – śmieje się posługujący w Usolu Syberyjskim karmelita.
Kościół na ziemiach syberyjskich odrodził się blisko trzydzieści lat temu. Wtedy, w 1991 r., oficjalnie, za zgodą władz, na miejsce przybył salwatorianin ks. Ignacy Pawlus. - On jako pierwszy jeździł, szukał istniejących wspólnot chrześcijańskich i zakładał nowe. Kiedy pewnego razu wysłał bożonarodzeniowe życzenia do gazety, ludzie dowiedzieli się, że do kraju przybył ksiądz i ewangelizacja rozpoczęła się na dobre – cieszy się o. Mirosław, który tłumaczy, że wielu syberyjskich katolików nie widziało wcześniej księdza na oczy, a o spowiedzi mogło słyszeć jedynie z opowiadań dziadków.
Ciąg dalszy artykułu na stronie trzeciej.