W uroczystościach z okazji drugiej rocznicy śmierci śp. Stanisława Ruska "Tęczy" wzięła udział m.in. młodzież z ZP nr 2 oraz członkowie Stowarzyszenia Patriotyczny Głogów.
Mjr Stanisław Rusek, pod dowództwem „Zapory” służył do momentu jego aresztowania w Nysie 16 września 1947 r., kiedy to członkowie oddziału szykowali się do planowanego przerzutu do Bawarii. Po ciężkim śledztwie i torturach, większość z uchwyconych, z dowódcą na czele, usłyszała najwyższy wyrok. Reszta została skazana na kary wieloletniego więzienia. – Stanisław Rusek był wtedy pod Kudową. Czekał z innymi na kuriera, który miał przeprowadzić ich przez granicę. Kurier nie przyszedł. Po długim oczekiwaniu, powrócili w swe rodzinne strony, gdzie dowiedzieli się, co stało się z ich dowódcą – mówił S. Tusiński.
Dla Stanisława Ruska rozpoczął się długi czas ucieczki i ukrywania się. – Trwało to do 1960 r. Od momentu wstąpienia do oddziału, do chwili ujawienia się, minęło siedemnaście lat. Ukrywał się w różnych miejscach: wśród rodziny, osób prywatnych, ludzi z organizacji. Dwa razy nie udało mu się opuścić Polski, gdyż okazało się to zbyt ryzykowne – wspominał S. Tusiński. - Poświęcił Polsce wiele sił i serca, a tu nie widać było jakiegokolwiek rozwiązania na dalsze w niej życie. W jego okolicy mieszkał jednak Władysław Siła-Nowicki ps „ Stefan”, który w tamtym czasie miał wysoką pozycję w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Stanisław Rusek otrzymał możliwość ujawienia się, bez jakichkolwiek konsekwencji – wspominał mówca.
S. Rusek przystał na tę propozycję. Po ujawnieniu się, rozpoczął się w jego życiu czas zwykłej pracy. Najpierw w fabryce w Grudziądzu, następnie w Bystrzycy Kłodzkiej, gdzie uczył się wieczorowo na technika budowy maszyn. Dzięki zdobytym kwalifikacjom, wkrótce otrzymał pracę m.in. w Zakładach Górniczych „Lubin”, a potem w ZG "Rudna", gdzie pozostał do swojej emerytury w 1986 r. – Tam, gdzie pracował, nikt nie widział o jego przeszłości konspiracyjnej. Gdyby ją rozgłaszał, miałby z resztą masę kłopotów. Wiedziano o niej jedynie w kościele, ponieważ był chórzystą. Miał piękny głos (bas) i udzielał się w świątyni pw. Matki Bożej Częstochowskiej. Gdy grupa osób z chóru dowiedziała się o jego kombatanctwie, spotkał się z poważaniem i życzliwością, gdyż okazało się, że i oni mieli podobnych mu ludzi wśród swoich krewnych czy znajomych – wspominał z uśmiechem S. Tusiński. - Gdy nastał czas „Solidarności”, wydawało, że jej trzon będą stanowić właśnie tacy ludzie. Tutaj pana Stanisława spotkał jednak wielki zawód, ponieważ miał on spotykać na swej drodze –jak sam mówił-w większości ludzi bezideowych i agentów PZPR – wspominał słowa majora na temat jego udziału w "Solidarności".
Dalsza część artykułu na stronie trzeciej