Przestępstwa, chęć zemsty oraz samobójstwo odłożone na jutro, czyli historia nawrócenia Sebastiana.
Kombinowałem od dziecka. Pamiętam, że nawet w piaskownicy kradłem dzieciom zabawki – opowiada Sebastian Zdyb. – Z wiekiem przyszły poważniejsze przewinienia. – Czasu, który przepracowałem w pełni legalnie, było bardzo mało. Choć nigdy nie należałem do grupy przestępczej, sprawdziłem w życiu wiele rzeczy: narkotyki, napady, kradzieże samochodów, okradanie domów, oszustwa – wspomina swoje wcześniejsze życie współzałożyciel niemieckiej wspólnoty Efraim.
− Robiłem rzeczy, których do dziś się wstydzę − mówi. W pewnym momencie musiał przez nie nawet opuścić kraj i wyjechać do Niemiec. Nowe miejsce nie rozwiązało problemów. − Pamiętam, że przełom 2014 i 2015 roku był dla mnie strasznie trudny. Straciłem pracę, wpadłem w depresję i marzyłem o tym, by ukarać innych za mój los. Szykowałem się do zemsty na trzech ludziach, przez których musiałem wyjechać z Polski. Chciałem ich zastrzelić. W trakcie jednego z mityngów AA (Sebastian jest niepijącym alkoholikiem, przyp. red.) powiedziałem na głos, że wracam na chwilę do kraju „domknąć” moje stare sprawy. W przerwie podszedł do mnie jeden z uczestników i wypowiedział słowa, które pozostały ze mną na długo: „Seba, znam cię dwa lata. Jeśli nie wybaczysz ludziom, twoje życie się nie zmieni”. Co ciekawe, ten znajomy był daleko od Boga, później przestałem go widzieć nawet na kolejnych mityngach, ale jego słowa ciągle za mną chodziły. Wkrótce poczułem, że mogę tamtym osobom darować – wspomina.
Sebastian z zemsty zrezygnował, ale kłopoty z nim pozostały. − Pamiętam, że gdy otrzymałem na konto ostatnią wypłatę, udało mi się tylko opłacić mieszkanie i raty za samochody. Siedziałem w domu i byłem zdruzgotany. Zacząłem słyszeć głos namawiający mnie do popełnienia samobójstwa. Wyłączyłem komputer i popatrzyłem na moją żonę, myśląc że to ona coś do mnie mówi. Nie rozumiałem tego, co się dzieje. W pewnym momencie zwiesiłem głowę i powiedziałem: „Dobra, jutro się powieszę”. Wiedziałem już, że kolejnego dnia odbiorę sobie życie – wspomina.
Po chwili w sercu pojawił się jeszcze jeden głos: „Chodź, zawsze się modliłeś”. Sebastian wyszedł do drugiego pokoju i padł na kolana. Modlił się, jak umiał. – To była bardziej modlitwa serca niż słów. Odmiana mojego życia zajęła Bogu trzy minuty – wspomina. Chwilę później wrócił do żony, która zobaczyła wyraźną zmianę na jego twarzy. Spytała, co się stało. „Słuchaj, od jutra, a nawet od teraz, wszystko już będzie dobrze” – wspomina nocny dialog. Dzień po dniu Pan Bóg wszystko układał. Sebastian wiedział, jak wyjść z kłopotów (kolejne oferty pracy otrzymywał nawet przez telefon!). W jego sercu w miejsce agresji zawitał pokój.
Sebastian obok swojego ulubionego cytatu z Pisma Świętego (J 3,16). Archiwum Sebastiana ZdybaMężczyzna wkrótce zbliżył się do Kościoła. Wspólnie z kolegą przez dwa lata modlili się o wspólnotę i tak powstała „Efraim”, która dziś skupia kilkanaście osób, a jej członkowie od kilku lat wspierają m.in. dom dziecka w Wilkowie. – Bóg znalazł mnie w Niemczech i stamtąd staram się pomagać. Mówię dziś: „Panie, prowadź mnie, gdzie chcesz, jestem gotów” – wyznaje S. Zdyb.
Historię Sebastiana szerzej opisaliśmy w artykule "Ten, co gada o Jezusie" w "Gościu Legnickim" nr 2 na 15 stycznia lub TUTAJ.