Jedenaście lat temu jej życie uległo drastycznej zmianie. Dziś Agnieszka może być ostoją dla innych i przykładem tego, jak doceniać wielkie-małe rzeczy codzienności.
Uwięziona, ale radosna
Jak czuje się w swoim ciele i z czego na co dzień się cieszy? – Najtrudniejsze jest to, że psychicznie i fizycznie czuję się zdrowa, a przy tym nie mogę się ruszyć. Jestem uwięziona we własnym ciele – mówi. – Cieszy mnie to, że w chorobie nie jestem sama, mam rodziców, jedną córkę przy sobie, a drugą w Niemczech, mam małego wnusia. Można przecież mieć wszystko i być nieszczęśliwym – tłumaczy. To nie jednak koniec dobrych rzeczy, które dostrzega. – Cieszę się z tego, że mogę sobie posiedzieć, a nie tyko leżeć w łóżku. Cieszę się również, że mogę przeglądać strony i nikt mi nie musi w tym pomagać. Mogę oddychać, a niektórzy leżą pod respiratorem – wymienia. – Człowiek zdrowy przecież nie myśli o tym, że jutro może przestać ruszać ręką.
Rodzice starają się robić, co mogą. Nawet poza granicami kraju. Szczególne umiejętności wykorzystuje tu Krzysztof, który dzięki chorobie alkoholowej i dawanych świadectwach swojego życia jest w stanie organizować pomoc i udzielać się publicznie. – Mąż nie ma z tym żadnego problemu, a ja już wstydzę się, stojąc obok – śmieje się jego żona. W ramach zbiórek pomocy dla córki Krzysztof tworzy również oczywiście swoje różańce, o których więcej pisaliśmy TUTAJ. Dziś rodzice zbierają przede wszystkim na opiekę, rehabilitację, środki higieniczne oraz potrzeby sprzętowe córki.
Co sama Agnieszka radzi innym? – Patrzcie na życie inaczej. Szanujcie zdrowie i dbajcie o nie. Nigdy nie doceniałam tego, że mogę wyjść do pracy, wrócić, posprzątać. Teraz moim marzeniem jest stanąć i umyć naczynia – tłumaczy.
Osoby pragnące wesprzeć Agnieszkę Miarowską poprzez darowiznę lub przekazanie 1 proc. podatku, mogą uzyskać więcej informacji, pisząc na jej adres mailowy: agunia2@poczta.onet.pl