W miesiąc po pogrzebie kapłana z Biedrzychowic, publikujemy fragmenty wspomnień osób, które wiele mu zawdzięczają.
W środę 10 marca żegnaliśmy śp. ks. kan. Jana Nowaka, wieloletniego proboszcza parafii pw. św. Antoniego Padewskiego w Biedrzychowicach. Tamtego dnia liczni przyjaciele pożegnali zmarłego kapłana. Tuż przed uroczystą Mszą św. wierni mogli posłuchać ich wspomnień.
- Cała społeczność Dolnośląskiego Zespołu Szkół chyli czoła przed twoim wieloletnim oddaniem. Wprowadziłeś na spotkanie z Panem Jezusem kilka pokoleń młodych ludzi. Z twojej inicjatywy w tej właśnie świątyni rozpoczynaliśmy każdy nowy rok szkolny Byłeś z nami zawsze: nawet w trudnych momentach, gdy ratowaliśmy pałac i ważyły się losy szkoły. - mówiła Sylwia Kubińska, dyrektor Szkoły Podstawowej w Biedrzychowicach. - Nie uda nam się już porozmawiać i wypić pachnącej kawy, na którą często zachodziłeś do pałacu. Nie da się już na pożegnanie uścisnąć twoich dłoni, które zawsze podawałeś dwie, jak dobry ojciec - wspominała dyrektorka.
Proboszcza żegnali parafianie. - Zaskoczyłeś nas. Mieliśmy tyle planów, tyle prac w parafii czekało na realizację. Tego wszystkiego mieliśmy dokonać razem. Pan Bóg jednak zechciał inaczej. Skrócił twoje cierpienia. Nie odszedłeś sam. Razem z tobą odeszła bowiem cząstka nas samych. Niestrudzenie głosiłeś Ewangelię przez ponad 20 lat. Nie było ci łatwo, bo słowo Boże padało nie tylko na glebę żyzną, ale i ciernistą. Pozostałeś niestrudzony nawet wtedy, gdy walczyłeś z chorobą i ze swoimi fizycznymi słabościami, by razem z Jezusem codziennie wchodzić na Kalwarię. Dziś przyszliśmy podziękować za każde spotkanie i ciepły uśmiech. Bardzo mocno odcisnąłeś się w naszej pamięci i w naszym życiu. Sługo dobry i wierny, wierzymy, że choć umarłeś, wciąż żyjesz w Bogu - mówiła parafianka.
Śp. ks. Jan Nowak był przewodnikiem w trakcie nie tylko duchowych wędrówek. - Dziękujemy ci za to, że o nas dbałeś. Nauczyłeś nas miłości do wędrówek po górach, gdzie wspólnie zdobywając szczyty, byliśmy bliżej nieba - mówił łamiącym się głosem parafianin. - Cieszymy się, że spoczniesz miedzy swoimi: na terenie parafii, którą tak ukochałeś i w której historii zapisałeś swoją chlubną kartę - dodał.
- Dziś każdy z nas rozumie słowa: „Żyj, pracuj tak, aby ślady twoich stóp przetrwały ciebie” Nikt z nas nie spodziewał się, że późnym popołudniem 5 lutego nagle zostanie przerwane Twe aktywne życie - mówił burmistrz Olszyny Lubańskiej i kolega zmarłego księdza. - Przed trumną ks. Jana czuję się ministrantem. Pamiętam, jak 21. lat temu przybył do naszej parafii. Dzięki jego zaangażowaniu, nasza historyczna świątynia nie zatraciła znaku czasu. Nauczył nas, że wszyscy ponosimy odpowiedzialność za parafię. Dziś wyrażamy mu naszą wdzięczność modlitwą - dodał przedstawiciel olszyńskiego samorządu.
Słowa pożegnania popłynęły również od mieszkańców Henrykowa. - Wszyscy wiemy, że pogrzeb to smutna uroczystość. Chciałabym jednak, byśmy zapamiętali go jako człowieka, który po prostu był wesoły, nie mógł sobie z nami poradzić; któremu zjadaliśmy wszystko z lodówki, a on na nas nie krzyczał - wspominała. - Uciekaliśmy mu na wieżę kościoła, biegaliśmy po stropie, a on się nie złościć i mówił, że też kiedyś taki był. Chcę, byśmy go zapamiętali nie jako takiego, który chorował i był smutny, ale by został w naszych głowach jako młody, przystojny i bardzo dobry kapłan - mówiła kobieta.
Więcej na stronie drugiej