Władykę wrocławsko-gdańskiego z Kościoła greckokatolickiego w Polsce wiele łączy ze stolicą rzymskokatolickiej diecezji legnickiej.
Tylko Łódź.
Właściwie tylko Łódź. Jeszcze na południu był Górny Śląsk – parafie w Katowicach i Gliwicach oraz kolejna parafia w Opolu. Reszta obszaru centralnej Polski, oprócz Warszawy przynależnej do archieparchii przemysko-warszawskiej, była dla nas praktycznie "pustynią". Obywatele Ukrainy, którzy przyjeżdżają obecnie do Polski, najczęściej osiedlają się tam, gdzie jest praca, czyli gdzie są większe ośrodki – okolice Warszawy, Wrocławia, Poznania, centralna Polska. Wrocław jest pod tym względem szczególnym miejscem. Tam, gdzie są nasze tradycyjne parafie, staramy się włączać nowo przybyłych do naszych struktur, a gdzie nie ma naszych parafii, staramy się tworzyć nowe duszpasterstwa. W tych ostatnich trzech latach otworzyliśmy około 30 nowych wspólnot. Sprowadziłem dziesięciu kapłanów z Ukrainy. Mamy w tej chwili wspólnoty parafialne począwszy od Radomia, Kielc, Bydgoszczy, Częstochowy, poprzez Piaseczno, Grójec, Ożarów Mazowiecki i Pruszków koło Warszawy. Potem są Kartuzy, Kalisz, Ostrów Wielkopolski, Kępno, Tarnowo Podgórne. Bliżej Wrocławia jest Świdnica, Wałbrzych, Jelenia Góra, Jelcz-Laskowice, Bolesławiec. To są główne ośrodki, ale nasi kapłani mają przeważnie także dodatkowe duszpasterstwa obok głównych ośrodków.
Podobnego łączenia zaczęła ostatnio doświadczać diecezja legnicka. Jeśli chodzi o nowe wspólnoty greckokatolickie na jej terenie, jak wyczytałem na stronie eparchialnej, Bolesławcem opiekuje się proboszcz z Patoki i Zamienic, a w Jeleniej Górze duszpasterzem jest kapłan przyjezdny, który zajmuje się również Świdnicą i Wałbrzychem.
W sumie w całej eparchii jest to około 30 nowych ośrodków. W tym roku otworzyliśmy kilka kolejnych, bo tydzień temu jeden z naszych księży rozpoczął odprawianie nabożeństw w Wejherowie. W tym roku ruszyliśmy też Pruszków, a także Szamotuły koło Poznania. Mamy w planach jeszcze około 10 nowych lokalizacji. Dostałem też zgodę biskupów rzymskokatolickich na udostępnienie nam miejsca w ich kościołach. Brakuje nam tylko księży z Ukrainy.
Czytałem właśnie, że już jest problem z tym, kto ma odprawiać.
Nie chcę przenosić naszych miejscowych księży, bo oni mają swoją pracę i dobrze ją wykonują. Przybyli z Ukrainy wierni naszej Cerkwi mają również troszkę odmienną mentalność niż nasza. Ksiądz przybyły tak samo jak oni z Ukrainy jest im bliższy niż ksiądz, który jest tutaj urodzony. Kiedy jadę i odwiedzam te wspólnoty, to najpierw staram się wyjaśnić, kim jestem, skąd się tu wziąłem. Mówię, że zaraz po wojnie zostało w granicach PRL ok. 750 tys. Ukraińców. Około pół miliona z nich zostało wysiedlonych na Wschód w latach 1944–1946. Mówię również do nich: "To jesteście wy, wasi dziadkowie, wasi ojcowie". Wówczas przeważnie jeden, drugi, trzeci kiwa potwierdzająco głową, że ich rodzice albo dziadkowie rzeczywiście zostali wysiedleni z Polski. Mówię dalej: "Część, która nie była wysiedlona na Wschód, była wysiedlona na Zachód, w ramach akcji Wisła w 1947 r. – i to jesteśmy my. To jestem ja urodzony tutaj, to byli moi rodzice, dziadkowie itd.". I oni dopiero zaczynają rozumieć naszą wspólną, bardzo złożoną historię. Tak zaczynamy się rozumieć. Mimo wszystko mamy nieco odmienny język, odmienną mentalność, dlatego też uważam, że do nowych wspólnot najlepiej posyłać księży, którzy również przybyli z Ukrainy. Ale we Wrocławiu, jak Pan wspomniał, w katedrze są trzy Liturgie i jeszcze dwie na terenie miasta. Tutaj odprawiają nasi miejscowi księża i jeden ksiądz z Ukrainy. We Wrocławiu większość uczestniczących w naszych niedzielnych Liturgiach stanowią ludzie, którzy przybyli w ostatnich latach do Polski z Ukrainy.