Władykę wrocławsko-gdańskiego z Kościoła greckokatolickiego w Polsce wiele łączy ze stolicą rzymskokatolickiej diecezji legnickiej.
Maciej Dąbrowski: Ksiądz Biskup był pierwszym ochrzczonym w legnickiej parafii Zaśnięcia Najświętszej Bogurodzicy. Jak wyglądało tutejsze duszpasterstwo takie, jak je Ksiądz Biskup pamięta ze swojego dzieciństwa?
Biskup Włodzimierz R. Juszczak: Roku 1957 nie pamiętam, bo to akurat było trochę za wcześnie. Pierwszym duszpasterzem i tym, który mnie ochrzcił i był greckokatolickim proboszczem w Legnicy jeszcze do czasów mojej szkoły średniej, był ks. Włodzimierz Hajdukiewicz, który dojeżdżał do Legnicy ze Szprotawy. Pierwsze Liturgie (Eucharystie) greckokatolickie w Legnicy były odprawiane w kościele Mariackim koło I Liceum Ogólnokształcącego. Jest to obecnie kościół protestancki, ale szukano miejsca, gdzie mogłyby być sprawowane nasze nabożeństwa, i tam korzystaliśmy na początku z gościnności. W tym kościele zostałem ochrzczony. Jak wcześniej wspomniałem, tam też odprawiane były pierwsze nasze nabożeństwa. Ksiądz Włodzimierz Hajdukiewicz przyjeżdżał na początku do Legnicy dwa razy w miesiącu. Nie jestem pewien, ale zdaje się, że w 2. i 4. niedzielę miesiąca, natomiast w jedną niedzielę odprawiał w Szprotawie, a w inną w Modle koło Gromadki. Nie było wówczas takich możliwości jak dzisiaj, jeśli chodzi o transport. Ksiądz Hajdukiewicz dojeżdżał pociągiem, czasami ktoś dowiózł go samochodem. Do legnickiej "cerkwi" ludzie przychodzili w większości z okolicznych miejscowości. W samej Legnicy było wówczas mniej naszych wiernych niż obecnie. W 1947 r. nasi wierni zostali wysiedleni po wioskach poza Legnicą. Po jakimś czasie nasze nabożeństwa zostały już na stałe przeniesione do kościoła pw. św. Jacka. Kościół w czasie naszych nabożeństw był zawsze pełny, a jak przyszła Wielkanoc czy Boże Narodzenie, to również chóry były wypełnione wiernymi. Potem przyszedł czas, w latach 60., że kościół św. Jacka był w remoncie, więc nas przeniesiono z nabożeństwami do kościoła pw. Trójcy Świętej i moja Pierwsza Komunia była właśnie tam (Kościół greckokatolicki dopiero niedawno przywrócił praktykę udzielania Komunii wraz ze chrztem i bierzmowaniem – przyp. MD). Potem wróciliśmy do św. Jacka, to trwało chyba 2-3 lata. Tak było, dopóki nie przenieśliśmy się na ul. Wrocławską, gdzie została najpierw wybudowana świetlica parafialna, w której nabożeństwa były odprawiane przez około 10 lat. Nasza wspólnota jest diasporalna, co stawia przed nią szczególne trudności i wyzwania. Początkowo nasz kapłan nie odwiedzał nawet swoich wiernych z wodą jordańską (po kolędzie), bo raz, że daleko, dwa, że ludzie się bali zaprosić "ukraińskiego" kapłana. Nie zawsze były też możliwości, aby własny ksiądz pochował zmarłych. Było trudno sprowadzić księdza ze Szprotawy. Trzeba było pojechać, powiadomić. Nie było wówczas możliwości skorzystania z telefonu tak, jak teraz. Mojego dziadka w roku 1970 chował miejscowy ksiądz łaciński.
Również w rycie łacińskim, już jako bazylianin z imieniem zakonnym Włodzimierz, miał Ksiądz Biskup święcenia diakonatu i prezbiteratu z rąk kard. Gulbinowicza.
Pierwszym naszym biskupem wyświęconym w Polsce, w 1989 roku, był Jan Martyniak, obecnie arcybiskup senior archieparchii (archidiecezji) przemysko-warszawskiej. W 1984 roku, kilka lat przed jubileuszem 1000. rocznicy chrztu Rusi-Ukrainy, zaczął systematycznie przyjeżdżać do Polski abp Myrosław Marusyn z Watykańskiej Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich i potem to on udzielał święceń naszym kandydatom do kapłaństwa. Natomiast ja byłem święcony na prezbitera w 1983 roku, razem z jednym ze współbraci, ks. Romanem Malinowskim, przez ówczesnego arcybiskupa wrocławskiego Henryka Gulbinowicza. Diakonat przyjąłem wcześniej w Warszawie.