Prawie 500 jednakowych, białych krzyży. Wypielęgnowane groby w równiutkich odstępach. To nie cmentarz wojskowy, tylko parafialny kerchow w serbołużyckiej Ralbicy.
Wszystkie te skarby Nikolaus Dyrlich cierpliwie zbiera z całych Górnych Łużyc i z benedyktyńską wnikliwością ocala przed materialną śmiercią. Kilka stołów stolarskich, dłuta, młotki, wszechobecne wióry i trociny - zapach drewna i ciężkiej pracy najlepiej charakteryzuje ten przydomowy warsztat. Nikolaus Dyrlich od 25 lat wykonuje i odnawia krzyże, które później wędrują na cmentarz w Ralbicach.
- Ta praca zajmuje największą ilość mojego zawodowego czasu. Pozostały poświęcam na renowację przydrożnych krzyży wykonanych z piaskowca lub innego kamienia. Właściwie wszystko, co można zobaczyć po drodze tutaj, to moje dzieło - mówi.
Mimo że Nikolaus oprócz sięgającej daleko poza granice Górnych Łużyc renomy, ma także żonę i dwóch synów. Mimo to nie wie, komu w przyszłości przekaże schedę, a wraz z nią doświadczenie w wykonywaniu ralbickich krzyży.
- Starszy syn ma 25 lat i jest policjantem w Dreźnie. Młodszy, 15-letni, jeszcze się uczy. Obaj pomagają mi w pracy, ale zdaje się, że nie mają do tego przysłowiowej żyłki - dodaje.
Nie ma szans!
Cmentarz białych krzyży w Ralbicach nigdy nie jest pusty. Przez cały rok nad grobami najbliższych pochylają się sylwetki miejscowych parafian, a ich troskliwe dłonie bez przerwy coś grabią, przesadzają, pielą i zamiatają.
- Tutaj nie tylko przed dniem Wszystkich Świętych jest ruch. Groby pielęgnowane są przez cały rok. Najmniej efektów tej staranności widać jesienią i zimą, ale latem cały cmentarz wygląda jak wielki, piękny ogród - opowiada proboszcz Nawka.
Obecnie na cmentarzu jest ok. pięciuset kwater. Pomimo, że miejsca na kolejne jest wokół kościoła dość, nie tak prędko się zapełnią. Po dwudziestu latach od pochówku, na miejscu jednego grobu pojawia się nowy krzyż. Przed wielu laty mieszkańcy wsi ustalili, że tak właśnie będzie przebiegał ten proces.
Do dziś nikt nie zgłosił o to pretensji. W ten sposób najstarszymi kwaterami na cmentarzu są te pochodzące z końca lat osiemdziesiątych. Ciekawostką jest także i to, że od kiedy w XIX w. parafianie wspólnie postanowili o jednakowym wyglądzie krzyży, do dziś nikt nie zgłasza o to pretensji.
- Nawet, gdyby ktoś chciał, to nie ma na to szans! Po pierwsze to niemożliwe, żeby stanął tu inny, niż biały krzyż i to koniecznie w formie dokładnie takiej, jak wszystkie inne. A po drugie, jeśli ktoś chciałby kategorycznie obstawać przy swoim zdaniu, musiałby znaleźć miejsce na pochówek wśród innych, okolicznych cmentarzy - mówi proboszcz.