- Wiemy, że niejeden usłyszał obietnicę, że zostanie zabrany na wigilię. Niestety, na kilka dni przed był telefon: „Wiesz, plany się zmieniły… przepraszam…”. To nam rozrywa serce, a co dopiero im? – mówią pracownicy lubińskiego schroniska dla bezdomnych.
W niewielkiej stołówce wieczorem 24 grudnia zgromadzi się prawie 50 mężczyzn. Stłoczeni, po cichu odmówią modlitwę, szybko zjedzą kolację i pójdą do swoich pokojów. Dla nich wieczerza wigilijna ma szczególny, niestety najczęściej gorzki smak. Takie wymagające wigilie odbędą się w kilkudziesięciu ośrodkach Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. Jedno z takich schronisk dla mężczyzn znajduje się w Lubinie – jednym z najbogatszych miasta w Polsce.
Publikowana od 25 lat lista zamożności samorządów nie pozostawia złudzeń. Lubin, 80-tysięczna stolica polskiej miedzi, znajduje się wśród kilku najzamożniejszych miast w Polsce. Statystyki nie kłamią. Dość powiedzieć, że bezrobocie waha się tutaj na poziomie około 7 %. To naprawdę dobre miejsce do mieszkania i pracy. A mimo to także i tutaj nie zabrakło bezdomnych. Dostrzegło to kilka osób i kilka lat temu w budynkach przy parafii pw. św. Wojciecha powstała ogrzewalnia. Takie miejsce, gdzie w duże mrozy mógł się schronić każdy bezdomny. Grupa lubinian postanowiło pójść krok dalej i powołano koło Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. Dzięki przychylności miasta otrzymali budynek byłej izby wytrzeźwień. Dzięki samym bezdomnym wyremontowano budynek i można było się wprowadzać. Pobłogosławienie ośrodka odbyło się 17 grudnia 2012 roku.
W ośrodku luksusów nie ma. Oczywiście to nasza perspektywa, ponieważ ciepła woda, ciepły grzejnik i miękkie łóżko to luksus dla niejednego bezdomnego. Dzięki Towarzystwu takich „wygód” może zakosztować każdy chętny, pod warunkiem, że jest wolne miejsce i sam zainteresowany spełnia warunki. Bo o jedno i drugie nie zawsze jest łatwo.
- Potrzeb jest więcej niż łóżek. A co do wypraszania ze schroniska osoby pod wpływem alkoholu, to fakt, zdarzają się takie sytuacje. Na szczęście pojedyncze, ale są. Oj, boli mnie wtedy serce, ale no muszę ich wypraszać - mówi Sebastian Gutowski, wiceprezes koła Towarzystwa.
Towarzystwo wydało na jubileuszowy rok specjalny kalendarz z obrazami św. Brata Alberta. Jędrzej Rams /Foto Gość Niestety bardzo częstą przyczyną problemów, które ostatecznie kończą się znalezieniem na ulicy, jest alkohol, uzależnienie od hazardu, narkotyki. Tutaj nie ma mocnych. Można pogmatwać sobie życie nawet w tak bogatym mieście jak Lubin.
- Tak, stereotypy o bezdomnych ciągle istnieją w społeczeństwie. A osobami bez domu są często wykształceni ludzie, pracowici, z rodzinami. Niestety alkohol, niechęć przyznania się przed sobą do nałogów, niechęć do zmierzenia się ze skutkami swoich czynów sprawia, że popadają oni w spiralę długów, złego towarzystwa, odcinania się od rodziny. I lądują u nas. Ta niechęć do zmierzenia się z przeszłością mocno im ciąży. Próbują udawać, że jej nie ma. To nie rozwiązuje problemów. Dlatego też wieczerze wigilijne nie są rodzinne i ciepłe. Wigilia przypomina im, że coś w życiu zawalili. Dlatego wolą szybko zjeść i uciec do swojego pokoju. Tam zapewne poleje się niejedna łza… – mówi Anna Marcinkowska, opiekun.
O tych ciężkich od wspomnień łzach nie boi się mówić Marek, jeden ze starszych podopiecznych lubińskiego schroniska.
- Oczywiście, że łza się kręci w oku przy wigilijnym stole – mówi otwarcie mężczyzna. - O, nawet teraz, gdy mówię, już mi się chce płakać. To trudny czas, bo przypomina mi lata spędzone z rodziną. Dzięki pani kierownik i innym pracownikom czuję się tutaj jak w jakimś azylu od świata. Świat na zewnątrz składa nam życzenia, ale to trąci hipokryzją. Tutaj jest konkret. Ktoś do nas wyciąga rękę – mówi Marek.
U pracowników łzy też się pojawiają. Za sprawą jednak tych, którzy zasiądą do wieczerzy gdzieś na drugim końcu Lubina…
- Nasi podopieczni mają rodziny. Mają rodziców, byłe żony, dzieci… Te dzieci bardzo często mają już swoje rodziny, mieszkania. Zdarza się nawet, że utrzymują kontakt z naszymi podopiecznymi. Wiemy, że niejeden usłyszał obietnicę, że zostanie zabrany na wigilię. Niestety, na kilka dni przed był telefon: „Wiesz, plany się zmieniły… przepraszam…”. To nam rozrywa serce, a co dopiero im? - mówią.
Dzień po wigilii tj. 25 grudnia 2016 roku rozpocznie się Rok św. Brata Alberta. Tak ogłoszony przez Episkopat Polski jak i Sejm RP. Dla Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta będzie to czas wytężonej pracy nad pokazywaniem, czym się zajmują i że warto się przyłączyć do ich działań.
- Współpracujemy z urzędami, szpitalem, policją. Praca i pomoc bezdomnym trwa przez cały rok. Nie tylko gdy pojawią się pierwsze mrozy. Pracy jest sporo. Gdy nie było schroniska bezdomni chronili się na ogródkach działkowych, po klatkach, ruderach. Mamy sygnały od ludzi, że gdzieś tam skrył się bezdomny. Pomaga nam policja. Szukamy takich osób, proponujemy schronienie na czas ostrych mrozów. Cztery lata działalności pozwoliły wrosnąć w lubińskie społeczeństwo, ale na pewno jeszcze wiele jest to zrobienia… - mówi Sebastian Gutowski.