Podczas wojny miało tu siedzibę gestapo. Po wojnie Urząd Bezpieczeństwa. Takich miejsc, nieodkrytych "łączek", ciemnych aresztów, nieformalnych cmentarzy, są na Dolnym Śląsku dziesiątki.
Wojnę - wygramy!
Mimo niepowodzenia w poszukiwaniach, tylko media były rzeczywiście rozczarowane. Dla pozostałych osób biorących udział w ekshumacji to była tylko bitwa, przegrana w wojnie z zazdrośnie strzegącą swoich tajemnic Historią.
Andrzej Olejniczak, zatrudniony w Dziale Historii Miasta bolesławieckiego Muzeum Ceramiki mówi, że wielkim sukcesem jest samo nagłośnienie ponurej legendy tego budynku.
- Jest to ważne zwłaszcza dla najmłodszego pokolenia, które bardzo żywo reaguje na takie nowiny i coraz śmielej zaczyna interesować się historią własnego miasta i regionu - podkreśla. Natomiast dr Klementowski zwraca uwagę na niejednakowe zrozumienie tematu badań historycznych w środowisku mediów i naukowców.
- Za każdym razem trochę boimy się rozbudzać nadzieje wśród dziennikarzy, zawsze skłonnych do przejaskrawiania tematu i nadawania mu oczywistych walorów.
A w pracy naukowej trzeba się zawsze liczyć z porażkami, które uczą pokory wobec historii oraz inspirują do jeszcze szerszych poszukiwań - powiedział nam tuż po zakończeniu ekshumacji. Teraz naukowcy skupią się na staraniach zmierzających do uczynienia z części MDK-u miejsca pamięci.
- Do tego potrzebna będzie cała otoczka historyczna, przygotowanie materiałów archiwalnych i sporządzenie szczegółowej historii miejscowego Urzędu bezpieczeństwa Publicznego – wyjaśnia dalszy ciąg tej sprawy dr Robert Klementowski z wrocławskiego IPN. Rozmowy na ten temat z władzami miasta jeszcze się nie rozpoczęły, ale ustalono wstępnie ich termin.
- Jeszcze w tym miesiącu zbierze się grupa osób, złożona zarówno z naukowców, ludzi osobiście zaangażowanych w tę sprawę jak również pracowników urzędu miasta, która wypracuje ustalenia dotyczące przekształcenia tego obiektu w miejsce pamięci narodowej - zadeklarował podczas ekshumacji Piotr Roman, prezydent Bolesławca.
Pamięć zapisana ołówkiem
Dr Krzysztof Szwagrzyk, szef poszukiwań na terenie Młodzieżowego Domu Kultury w Bolesławcu i człowiek, który autentycznie zaangażował się tę sprawę, zwraca uwagę na jeden z jej unikalnych aspektów.
- Na całym Dolnym Śląsku nie ma już zachowanych miejsc, w których przetrzymywano więźniów w latach ostatniej wojny i kilkanaście lat po niej - zapewnia. W tym sensie byłe cele
więzienne pod MDK-em to wielki unikat i przedmiot troski historyków. W podziemiach MDK-u jest kilka dobrze zachowanych i ponumerowanych cel, zamykanych metalowymi drzwiami z wziernikami i otworami do podawania posiłków.
W każdej z nich według odnalezionych świadków z Polski i Niemiec, przetrzymywano na kilku metrach kwadratowych nawet kilkudziesięciu więźniów. Spacer tędy nadal przejmuje grozą i ciężarem popełnionych tutaj zbrodni. Na pierwszym piętrze budynku do dziś znajduje się hak, na którym wieszano więźniów podczas śledztwa.
Orzeł w koronie wydrapany na ścianie jednej z cel Roman Tomczak /Foto Gość
Wielu z nich go nie przeżyło. Swoją ostatnią drogę zakończyli być może w zbiorowych mogiłach pod murem dawnej siedziby gestapo i UB, niedaleko kloacznego dołu. Na zabezpieczenie śladów zbrodni komunistycznych w Bolesławcu potrzebne będą bowiem spore środki i wiele lat zabiegów, bo piwnice atakuje bezlitosna wilgoć.
- Mamy tu do czynienia z budynkiem, w którym przez kilkanaście lat bez przerwy przesłuchiwano, katowano i mordowano wrogów politycznych. Byli to zarówno niemieccy antyfaszyści jak i polscy patrioci. Kobiety i mężczyźni. Ludzie starzy i młodzi.
Niektórzy z nich zostawili tu swój ślad w postaci dramatycznych napisów na murach cel. Musimy być wszyscy świadomi rzeczy, które tu się działy i które wołają do nas głosami z przeszłości - apelował dr Szwagrzyk.
Wielu nazwisk być może nigdy nie uda się ustalić. Kilka jest znanych z napisów ołówkiem na ścianach cel. „Tu siedział Padewski Mikołaj i Zych Ludwik dnia 16 X 1949 r.” To jedni z nich. O nich i wszystkich pozostałych nie wolno nam nigdy zapomnieć.
Niestety, katowskie praktyki komunistów pozwalały polskich patriotów więzić, torturować i pozbawiać życia nawet bez wpisywania ich nazwisk do kartotek. To utrudnia identyfikację, ale przecież jej nie uniemożliwia.
Podobnie jest z orłem w koronie, starannie wydrapanym na murze w jednej z cel. Choć jego dumnie wzniesione skrzydła i głowa ozdobiona koroną nie są już tak wyraźne jak kiedyś, to przecież nadal wyraźnie wzruszają swoją symboliką.