Podczas wojny miało tu siedzibę gestapo. Po wojnie Urząd Bezpieczeństwa. Takich miejsc, nieodkrytych "łączek", ciemnych aresztów, nieformalnych cmentarzy, są na Dolnym Śląsku dziesiątki.
Nici w sypkiej ziemi
Kopanie rozpoczęto w trzech miejscach. – Jeżeli mielibyśmy coś znaleźć, to szczątki powinny znajdować się na głębokości najwyżej metra dwadzieścia - mówił do zebranych dr Szwagrzyk, skrupulatnie śledząc prawie każde wbicie łopaty we wszystkich dołach po kolei. Warstwa ziemi okazała się nader sucha i sypka, nawet na głębokości metra.
Mimo przenikliwego zimna i dokuczliwego wiatru nikt nawet na krok nie odstępował pracujących. Bez przerwy błyskały flesze, operatorzy zmieniali zużyte baterie w kamerach,
dziennikarze chuchali w dłonie. Napięcie rosło.
- To struktura ziemi - komentował na bieżąco dr Jerzy Kawecki, starszy wykładowca Katedry zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu. - Ale to bardzo dobrze, bo jeżeli znajdziemy tu szczątki ludzkie, to powinny być doskonale zachowane. Jeśli będziemy mieli szczęście, znajdziemy przy nich dobrze zachowaną odzież, guziki, a może nawet dokumenty.
Pod warunkiem, że były w skórzanym portfelu - zacierał ręce dr Kawecki.
Niestety. Szczęścia nie było. Już po około półtorej godziny kopania, doły były głębokie na półtora metra. Dr Szwagrzyk z coraz większym niepokojem pochylał się nad wykopami. Po
kolejnej półgodzinie i natrafieniu na twardą, gliniastą warstwę ziemi, nakazał odwołanie poszukiwań w tym miejscu.
- To pierwszy przypadek w mojej karierze naukowej, że wskazania georadaru tak dalece odbiegają od rzeczywistości - komentował bezradnie dr Szwagrzyk. Ostatnią szansą na odnalezienie szczątków więźniów byłej katowni był czwarty wykop.
Gdzieś są!
Georadar lokalizował go dokładnie w rogu ogrodzenia i, w przeciwieństwie do trzech poprzednich, po wewnętrznej stronie muru. Jak to możliwe, że oprawcom gestapowskim czy komunistycznym, mogło udawać się grzebać zwłoki w tajemnicy, bez świadków?
- Często czyniono to w nocy. Po drugie wszystkie sąsiednie budynki były „resortowe”, czyli w użytkowaniu resortu UBP. W sumie, żadnych świadków. Nawet, jeśli tacy byli - wyjaśniał dr Robert Klementowski, kierownik Referatu Badań Naukowych Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu.
„Niech pan spróbuje jeszcze w tym miejscy, nieco głębiej”, instruował pracownika firmy pogrzebowej dr Szwagrzyk. Mimo to, efektów się nie doczekał Roman Tomczak /Foto Gość
Kopanie rozpoczęto na nowo. Nowa nadzieja zakwitła także w sercach obserwatorów. Odnalezienie szczątków ludzkich byłoby dla naukowców ukoronowaniem ich badań nad najnowszą historią tego miejsca. Dawałoby także możliwość godnego pochowania choćby kilku ofiar tego miejsca. Ofiar, które na pewno tu były. Po niespełna godzinnym kopaniu w dwóch miejscach jednocześnie, okrzyk „jest!” zelektryzował wszystkich obecnych na placu.
- To bez wątpienia szczątki ludzkie - mówił w skupieniu dr Kawecki, obracając w palcach kości. - Ten to kawałek miednicy, a te dwa to części kości udowej - zawyrokował
bezbłędnie. Czekano na dalsze znaleziska. Czekano, czekano. I nic.
- Niestety proszę państwa - uciął krótko dr Szwagrzyk - nic już dzisiaj nie znajdziemy. Świadomy, że z naukowego punktu widzenia zrobił wszystko, aby rzetelnie zbadać to miejsce, odczuwał widoczny niedosyt i pewne zdziwienie.
- Po raz pierwszy nie znaleźliśmy nic po badaniach georadarem. Ale te szczątki tu są! Prędzej czy później znajdą je pracownicy budowlani okolicznych budów. Szkoda, bo nie wiadomo, co z nimi wtedy zrobią - mówił do zebranych dr Szwagrzyk.
Trzy odnalezione fragmenty kości zostały zabezpieczone przez Prokuraturę Okręgową w Bolesławcu. Trafią, tak jak znalezione we wrześniu szczątki kobiety i mężczyzny, do miejskiej kostnicy a później do badań naukowych.