O notatkach sprzed 18 lat, kruszeniu skorup przez rektora Jezusa oraz cichym życiu w seminarium z ks. dr. Piotrem Kotem, nowym rektorem Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Legnickiej, rozmawia Jędrzej Rams.
Jędrzej Rams: Od kilku dni pełni Ksiądz funkcję rektora seminarium. Czy przychodząc kilkanaście lat temu do seminarium, myślał Ksiądz, że zostanie rektorem?
Ks. Piotr Kot: Po tym, jak biskup Stefan Cichy przekazał mi decyzję, że chce, bym podjął się zadania przewodzenia wspólnocie seminaryjnej, wziąłem do rąk notatki z moich pierwszych dni w seminarium, a było to 18 lat temu. Zanotowałem wtedy m.in. słowa krótkiej modlitwy: "Boże, kieruj mną tak, abym mógł jak największej liczbie dusz wskazać drogę do Ciebie". To pragnienie towarzyszy mi od tamtego czasu nieustannie do dnia dzisiejszego. Ono też pozwala mi zachować wewnętrzną świeżość oraz wolność. Staram się nie planować sobie przyszłości, bo to grozi katastrofą duchową, ponieważ ogranicza wolę Bożą. Gdyby apostołowie kurczowo trzymali się planów na życie, które nosili w sobie, zanim poznali Jezusa, to dzisiaj wielu ludzi żyłoby w ciemności i pustce. Ewangelia wymaga odwagi i dyspozycyjności. W tym duchu staram się od początku kształtować swoje życie kapłańskie. Tak też postrzegałem swoją przyszłość przed laty, gdy formowałem się w seminarium. Wtedy największym pragnieniem było dla mnie stanąć przy ołtarzu "in persona Christi". Tak jest do dzisiaj.
- Czy będąc przed laty w seminarium, zastanawiał się Ksiądz, jakie cechy trzeba posiadać, aby dobrze pełnić funkcję rektora?
- Tak. Wiele razy myślałem o tym, jakim rektorem był Jezus w Jego dwunastoosobowym seminarium. Według mnie jest kilka charakterystycznych cech Jezusa - Rektora pierwszego Domu Ziarna: ciągłe zasłuchanie się w głos Ojca, chęć nieustannego towarzyszenia uczniom w ich drodze, postawa nieustannej modlitwy za uczniów, wyrozumiałość wobec potknięć apostołów oraz cierpliwość w oczekiwaniu na owoce formacji.