Biskup Włodzimierz Juszczak: Legnica to moja parafia

Maciej Dąbrowski

publikacja 24.06.2019 09:19

Władykę wrocławsko-gdańskiego z Kościoła greckokatolickiego w Polsce wiele łączy ze stolicą rzymskokatolickiej diecezji legnickiej.

Biskup Włodzimierz Juszczak: Legnica to moja parafia Biskup Włodzimierz często bywa w legnickiej parafii Zaśnięcia Najświętszej Bogurodzicy. Maciej Dąbrowski /Foto Gość

Maciej Dąbrowski: Ksiądz Biskup był pierwszym ochrzczonym w legnickiej parafii Zaśnięcia Najświętszej Bogurodzicy. Jak wyglądało tutejsze duszpasterstwo takie, jak je Ksiądz Biskup pamięta ze swojego dzieciństwa?

Biskup Włodzimierz R. Juszczak: Roku 1957 nie pamiętam, bo to akurat było trochę za wcześnie. Pierwszym duszpasterzem i tym, który mnie ochrzcił i był greckokatolickim proboszczem w Legnicy jeszcze do czasów mojej szkoły średniej, był ks. Włodzimierz Hajdukiewicz, który dojeżdżał do Legnicy ze Szprotawy. Pierwsze Liturgie (Eucharystie) greckokatolickie w Legnicy były odprawiane w kościele Mariackim koło I Liceum Ogólnokształcącego. Jest to obecnie kościół protestancki, ale szukano miejsca, gdzie mogłyby być sprawowane nasze nabożeństwa, i tam korzystaliśmy na początku z gościnności. W tym kościele zostałem ochrzczony. Jak wcześniej wspomniałem, tam też odprawiane były pierwsze nasze nabożeństwa. Ksiądz Włodzimierz Hajdukiewicz przyjeżdżał na początku do Legnicy dwa razy w miesiącu. Nie jestem pewien, ale zdaje się, że w 2. i 4. niedzielę miesiąca, natomiast w jedną niedzielę odprawiał w Szprotawie, a w inną w Modle koło Gromadki. Nie było wówczas takich możliwości jak dzisiaj, jeśli chodzi o transport. Ksiądz Hajdukiewicz dojeżdżał pociągiem, czasami ktoś dowiózł go samochodem. Do legnickiej "cerkwi" ludzie przychodzili w większości z okolicznych miejscowości. W samej Legnicy było wówczas mniej naszych wiernych niż obecnie. W 1947 r. nasi wierni zostali wysiedleni po wioskach poza Legnicą. Po jakimś czasie nasze nabożeństwa zostały już na stałe przeniesione do kościoła pw. św. Jacka. Kościół w czasie naszych nabożeństw był zawsze pełny, a jak przyszła Wielkanoc czy Boże Narodzenie, to również chóry były wypełnione wiernymi. Potem przyszedł czas, w latach 60., że kościół św. Jacka był w remoncie, więc nas przeniesiono z nabożeństwami do kościoła pw. Trójcy Świętej i moja Pierwsza Komunia była właśnie tam (Kościół greckokatolicki dopiero niedawno przywrócił praktykę udzielania Komunii wraz ze chrztem i bierzmowaniem – przyp. MD). Potem wróciliśmy do św. Jacka, to trwało chyba 2-3 lata. Tak było, dopóki nie przenieśliśmy się na ul. Wrocławską, gdzie została najpierw wybudowana świetlica parafialna, w której nabożeństwa były odprawiane przez około 10 lat. Nasza wspólnota jest diasporalna, co stawia przed nią szczególne trudności i wyzwania. Początkowo nasz kapłan nie odwiedzał nawet swoich wiernych z wodą jordańską (po kolędzie), bo raz, że daleko, dwa, że ludzie się bali zaprosić "ukraińskiego" kapłana. Nie zawsze były też możliwości, aby własny ksiądz pochował zmarłych. Było trudno sprowadzić księdza ze Szprotawy. Trzeba było pojechać, powiadomić. Nie było wówczas możliwości skorzystania z telefonu tak, jak teraz. Mojego dziadka w roku 1970 chował miejscowy ksiądz łaciński.

Również w rycie łacińskim, już jako bazylianin z imieniem zakonnym Włodzimierz, miał Ksiądz Biskup święcenia diakonatu i prezbiteratu z rąk kard. Gulbinowicza.

Pierwszym naszym biskupem wyświęconym w Polsce, w 1989 roku, był Jan Martyniak, obecnie arcybiskup senior archieparchii (archidiecezji) przemysko-warszawskiej. W 1984 roku, kilka lat przed jubileuszem 1000. rocznicy chrztu Rusi-Ukrainy, zaczął systematycznie przyjeżdżać do Polski abp Myrosław Marusyn z Watykańskiej Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich i potem to on udzielał święceń naszym kandydatom do kapłaństwa. Natomiast ja byłem święcony na prezbitera w 1983 roku, razem z jednym ze współbraci, ks. Romanem Malinowskim, przez ówczesnego arcybiskupa wrocławskiego Henryka Gulbinowicza. Diakonat przyjąłem wcześniej w Warszawie.

Natomiast 20 lat temu, 19 czerwca 1999 roku, chirotonii biskupiej udzielił już bp Jan Martyniak w rycie bizantyjskim. Paradoksalnie należy jednak Ksiądz Biskup do rzymskokatolickiej linii sukcesyjnej.

Tak, bo bp. Jana Martyniaka święcił Myrosław Iwan Lubacziwskyj.

Który z kolei otrzymał święcenia od Jana Pawła II – co mnie osobiście bardzo zaciekawiło. Ta linia sukcesyjna, obejmująca ponad 90 proc. katolickich biskupów, pochodzi od kard. Scipione Rebiby, który był tytularnym łacińskim patriarchą Konstantynopola, podczas gdy obecnie sukcesja większości biskupów greckokatolickich wywodzi się od prawdziwego prawosławnego patriarchy tej stolicy, Jeremiasza II Tranosa. Wracając do Legnicy, Ksiądz Biskup często się tu pojawia.

Legnica to jest moja rodzinna parafia. Tutaj mieszkają moja mama, mój brat, mieszkała śp. siostra, mieszka jej mąż i jeden z ich synów. Czyli ja jestem u siebie, w swojej parafii. Często tutaj bywam. Z tutejszym proboszczem ks. Mirosławem Drapałą uzgodniliśmy, że w drugi dzień świąt Wielkanocnych i na Boże Narodzenie przyjeżdżam tutaj odprawić Pontyfikalną Liturgię. Oprócz tego są jeszcze inne okazje, m.in. Festiwal Twórczości Sakralnej czy inne wydarzenia diecezjalne.

Jak Ksiądz Biskup postrzega aktualne swoje najważniejsze zadania? Wiemy, że teraz duża jest imigracja Ukraińców. Zostało otwartych wiele nowych parafii i ośrodków duszpasterskich. We Wrocławiu są już w tej chwili, oprócz parafii katedralnej, dwa dodatkowe ośrodki duszpasterskie, jeden przy ul. Borowskiej, drugi przy ul. Horbaczewskiego obok ul. Legnickiej. Pierwszy z nich nawet eksperymentalnie przyjął kalendarz gregoriański. Czy można sądzić, że to są najważniejsze zadania w tej chwili – zajęcie się tymi imigrantami z Ukrainy?

Ja byłem wyświęcony 20 lat temu, gdy nie było jeszcze imigracji ukraińskiej. Byłem posłany do naszej miejscowej greckokatolickiej wspólnoty, czyli przesiedleńców z akcji "Wisła" i ich potomków. Moim pierwszym zadaniem pozostaje nadal opieka duszpasterska nad tymi ludźmi, którzy zostali wysiedleni w 1947 roku na Ziemie Zachodnie i Północne, czyli całe Pomorze, ziemię lubuską i na Dolny Śląsk. Eparchia (diecezja) wrocławsko-gdańska obejmuje także centrum kraju. Radom i Kielce też są "moje". W granicach eparchii znajduje się większość terytorium Polski.

Linia podziału z archieparchią przemysko-warszawską poszła po Wiśle.

Tak. Ja to odbieram tak, że jestem posłany do tych ludzi, którzy tutaj są, którzy zostali wysiedleni. Natomiast w tym czasie bardzo zwiększyła się liczebność nowo przybyłych obywateli Ukrainy, którzy przyjeżdżają na nasz teren jako imigranci zarobkowi. To jest nowa rzeczywistość, ale ten sam teren, ten sam Kościół, ta sama eparchia, te same obowiązki, tylko jeszcze powiększone o opiekę nad tymi nowo przybyłymi. Musimy więc również brać pod uwagę w naszych planach duszpasterskich migrację naszych wiernych, zarówno tych, którzy przemieszczają się po Polsce z jednej miejscowości do drugiej, jak też tych wiernych naszej Cerkwi, którzy w ostatnim czasie przyjeżdżają do Polski z Ukrainy. Mieliśmy praktyczny problem duszpasterski wynikający z tego, że w centralnej części Polski nie było naszych parafii.

Tylko Łódź.

Właściwie tylko Łódź. Jeszcze na południu był Górny Śląsk – parafie w Katowicach i Gliwicach oraz kolejna parafia w Opolu. Reszta obszaru centralnej Polski, oprócz Warszawy przynależnej do archieparchii przemysko-warszawskiej, była dla nas praktycznie "pustynią". Obywatele Ukrainy, którzy przyjeżdżają obecnie do Polski, najczęściej osiedlają się tam, gdzie jest praca, czyli gdzie są większe ośrodki – okolice Warszawy, Wrocławia, Poznania, centralna Polska. Wrocław jest pod tym względem szczególnym miejscem. Tam, gdzie są nasze tradycyjne parafie, staramy się włączać nowo przybyłych do naszych struktur, a gdzie nie ma naszych parafii, staramy się tworzyć nowe duszpasterstwa. W tych ostatnich trzech latach otworzyliśmy około 30 nowych wspólnot. Sprowadziłem dziesięciu kapłanów z Ukrainy. Mamy w tej chwili wspólnoty parafialne począwszy od Radomia, Kielc, Bydgoszczy, Częstochowy, poprzez Piaseczno, Grójec, Ożarów Mazowiecki i Pruszków koło Warszawy. Potem są Kartuzy, Kalisz, Ostrów Wielkopolski, Kępno, Tarnowo Podgórne. Bliżej Wrocławia jest Świdnica, Wałbrzych, Jelenia Góra, Jelcz-Laskowice, Bolesławiec. To są główne ośrodki, ale nasi kapłani mają przeważnie także dodatkowe duszpasterstwa obok głównych ośrodków.

Podobnego łączenia zaczęła ostatnio doświadczać diecezja legnicka. Jeśli chodzi o nowe wspólnoty greckokatolickie na jej terenie, jak wyczytałem na stronie eparchialnej, Bolesławcem opiekuje się proboszcz z Patoki i Zamienic, a w Jeleniej Górze duszpasterzem jest kapłan przyjezdny, który zajmuje się również Świdnicą i Wałbrzychem.

W sumie w całej eparchii jest to około 30 nowych ośrodków. W tym roku otworzyliśmy kilka kolejnych, bo tydzień temu jeden z naszych księży rozpoczął odprawianie nabożeństw w Wejherowie. W tym roku ruszyliśmy też Pruszków, a także Szamotuły koło Poznania. Mamy w planach jeszcze około 10 nowych lokalizacji. Dostałem też zgodę biskupów rzymskokatolickich na udostępnienie nam miejsca w ich kościołach. Brakuje nam tylko księży z Ukrainy.

Czytałem właśnie, że już jest problem z tym, kto ma odprawiać.

Nie chcę przenosić naszych miejscowych księży, bo oni mają swoją pracę i dobrze ją wykonują. Przybyli z Ukrainy wierni naszej Cerkwi mają również troszkę odmienną mentalność niż nasza. Ksiądz przybyły tak samo jak oni z Ukrainy jest im bliższy niż ksiądz, który jest tutaj urodzony. Kiedy jadę i odwiedzam te wspólnoty, to najpierw staram się wyjaśnić, kim jestem, skąd się tu wziąłem. Mówię, że zaraz po wojnie zostało w granicach PRL ok. 750 tys. Ukraińców. Około pół miliona z nich zostało wysiedlonych na Wschód w latach 1944–1946. Mówię również do nich: "To jesteście wy, wasi dziadkowie, wasi ojcowie". Wówczas przeważnie jeden, drugi, trzeci kiwa potwierdzająco głową, że ich rodzice albo dziadkowie rzeczywiście zostali wysiedleni z Polski. Mówię dalej: "Część, która nie była wysiedlona na Wschód, była wysiedlona na Zachód, w ramach akcji Wisła w 1947 r. – i to jesteśmy my. To jestem ja urodzony tutaj, to byli moi rodzice, dziadkowie itd.". I oni dopiero zaczynają rozumieć naszą wspólną, bardzo złożoną historię. Tak zaczynamy się rozumieć. Mimo wszystko mamy nieco odmienny język, odmienną mentalność, dlatego też uważam, że do nowych wspólnot najlepiej posyłać księży, którzy również przybyli z Ukrainy. Ale we Wrocławiu, jak Pan wspomniał, w katedrze są trzy Liturgie i jeszcze dwie na terenie miasta. Tutaj odprawiają nasi miejscowi księża i jeden ksiądz z Ukrainy. We Wrocławiu większość uczestniczących w naszych niedzielnych Liturgiach stanowią ludzie, którzy przybyli w ostatnich latach do Polski z Ukrainy.

Patriarcha (arcybiskup większy) Światosław mówił, że ma takie marzenie, aby odwiedzić wszystkie wspólnoty greckokatolickie, które istnieją na świecie. Może nie tak wielokrotnie jak Legnicę, ale czy Ksiądz Biskup również na bieżąco odwiedza wszystkie te nowe miejsca w eparchii; czy bywa tam często?

W tym roku odwiedziłem większość.

W samym tym roku większość?

Tak. Ja mam w tym roku zaplanowane wizytacje w protoprezbiteracie (dekanacie) słupskim. Założyłem jeszcze, że odwiedzę może nie wszystkie, ale przynajmniej większość tych parafii czy punktów duszpasterskich, które zostały założone w ostatnim czasie. Nie byłem jeszcze w Radomiu. W Częstochowie jeszcze będę. Praktycznie wszystkie inne już odwiedziłem.

Czego Ksiądz Biskup sobie życzy na kolejne 20 lat?

Po ludzku – śniłaby się emerytura. Ale rozumiem, że trzeba jeszcze kilka lat poczekać. Każdemu potrzebne jest zdrowie. W naszych warunkach posługa biskupa związana jest z częstym podróżowaniem. To jest niestety życie w samochodzie, przy biurku, przy komputerze. Ale, jeżeli będzie zdrowie, to wszystko inne, mam nadzieję, uda się opanować.

Zatem niech Pan Bóg darzy zdrowiem. Na mnohaja lita, Władyko!

Bóg zapłać.