Nie ukrywam - każdego roku z niecierpliwością oczekuję raportu Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, dotyczącego badania religijności Polaków.
Chociaż lepiej jest powiedzieć, że jest to badanie nie tyle religijności, co niektórych praktyk religijnych w postaci przyjścia danej niedzieli do kościoła.
Statystyka jest nazywana najwyższym stopniem kłamstwa w myśl powiedzenia, że istnieje ponoć kłamstwo, duże kłamstwo i właśnie ona - statystyka. Wszystko przez to, że w pewien specyficzny sposób pokazują nam rzeczywistość.
Po pierwsze jest to badanie dokonywane tylko raz w roku, a więc w jedną, jedyną niedzielę w roku. I to ono ma dać nam obraz praktyk religijnych w danej parafii, dekanacie i diecezji?
Drugim problemem badawczym godnym racjonalnego podejścia jest sam fakt odpowiedzi na pytanie, czy samo chodzenie do kościoła daje nam obraz wiary Polaków? W teorii jak najbardziej, gdyż obowiązuje nas nakaz uczestniczenia w niedzielnej Eucharystii. Jednak wiara to nie tylko uczestniczenie w Mszy Świętej. Nie, absolutnie nie usprawiedliwiam niepójścia do kościoła, lecz zdaję sobie sprawę, że istnieje wiara, którą możemy nazwać "wiarą w szarej strefie". Czyli taka, w której zapytany powie, że nie chodzi do kościoła ale jakoś w Boga wierzy. To jest nazywane często religijnością tradycyjną albo jedynie tradycją religijną.
Nie posiadamy także danych dotyczących codziennej modlitwy, częstotliwości lektury Pisma Świętego, praktyk spowiedzi świętej.
To, czego najbardziej mi brakuje, a czego nie ma w zebranych danych, to przyszłość Kościoła, którą moglibyśmy wyczytać z liczb. Dane, których nie podaje nam ISKK, a które powiedziałby nam o przyszłości naszego Kościoła w najbliższych 30 latach, to wiek obecnych na Mszach w niedzielę. Otóż na te 22-23 proc. osób wierzących ujętych w badaniu w zdecydowanej większości stanowią osoby w wieku 40+ albo nawet 50+.
To oznacza, że tylko ze względów biologicznych za 30 lat w naszych kościołach nie będzie 22 proc. a jedyne 5-8 proc. wierzących. Czyli z diecezji liczącej około 650 tys. mieszkańców w kościołach w dniu liczenia zamelduje się na niedzielnej Mszy Świętej nie jak dzisiaj blisko 140 tys. osób, a jedynie 35-45 tys.
Jest jeszcze jedna sprawa – pięć lat temu w diecezji legnickiej zawartych zostało około 2 tys. związków małżeńskich. W zeszłym roku tylko 750. Jeżeli przyjmiemy najbardziej optymistyczną wersję przyszłości, taką, w której ani jedno małżeństwo się nie rozpadnie, a małżonkowie będą wychowywali swoje pociechy w wierze, to liczba małżeństw żyjących wiarą mimo wszystko radykalnie spadnie. Nie będzie więc miejsc, w których nowi ludzie będą przesiąkali wspólnotą wiary, jaką jest rodzina. To za 30 lat przełoży się na liczbę uczniów uczęszczających na katechezę (o ile jeszcze będzie w szkole), I Komunii Świętych, a także kolejnych ślubów.
I najważniejsze jest to, czego nie zbadamy, licząc wiernych – czy mniej liczny Kościół będzie słabszy w wierze? Jego historia Kościoła pokazuje, że niekoniecznie. Mniejsze wspólnoty parafialne mają szansę być realnymi wspólnotami ludzi świadomych swojej wiary.