Tego dnia wierni mogli rozpoznać się w uczniach z Emaus oraz poznać bliżej historię wielkiego męczennika początków chrześcijaństwa.
W niedzielę 23 kwietnia wierni w Kondratowie świętowali odpust. Dzień później w liturgii bowiem wspominany jest św. Jerzy, patron tamtejszego kościoła.
Eucharystię odpustową sprawowali ks. Janusz Krzyśków, gospodarz parafii w Pomocnem, dla której świątynia w Kondratowie to kościół filialny oraz ks. Krzysztof Cipior, oficjał Sądu Kościelnego Diecezji Legnickiej, który tego dnia wygłosił homilię.
Duchowny odniósł się do czytanej tego dnia Ewangelii (Łk 24,13-35) o uczniach zmierzających (według kapłana wręcz „uciekających”) do Emaus. - Warto przypomnieć sobie tę wspaniałą perykopę biblijną, gdy przygniatają nas niezrozumienie, załamanie i beznadzieja. Niejedne zdarzenia w naszym życiu próbowały zabierać nam radość i pozbawić nadziei. Może, podobnie jak uczniowie, uciekaliśmy od miejsca, w którym rozegrała się tragedia - zachęcał do refleksji ks. K. Cipior.
- Przed wspomnianymi przeżyciami nie ma jednak ucieczki. Smutek i beznadzieję zawsze zabieramy ze sobą. Potrzebujemy kogoś, kto by z nami szedł, okazał miłość i znalazł dla nas mądre słowa pociechy. Gdy ludzkie słowa są za małe, możemy być pewni, że idzie z nami Chrystus - kaznodzieja przekonywał wiernych. - Ze słowem pełnym miłości i mocy On towarzyszy nam na drodze naszego życia, nawet, gdy tego nie czujemy. Tylko Jezus ma moc wskrzesić w nas gasnącego ducha i umierającą nadzieję. Na pewno nie pozostawi nas w sferze mroku, w której jesteśmy szczególnie narażeni na ataki diabła - mówił w Kondratowie.
Walkę ze złym ma za sobą również żyjący na przełomie III i IV wieku patron tamtejszej świątyni, przedstawiany na obrazach jako gromiący smoka rycerz.
Otoczony licznymi legendami, mitami czy wręcz baśniami, jest jednak postacią historyczną, o czym przekonywał w swoim kazaniu ks. Krzysztof. - Dziś mamy mało informacji o jego życiu i działalności. Kiedy Bliski Wschód, czyli małą Azję, zajęli Turcy, dążyli do całkowitego wyniszczenia tam chrześcijaństwa i zatarcia po nim wszelkich śladów. Burzono wtedy świątynie i miejsca kultu. Niszczono obrazy, rzeźby, pomniki: wszystko, co miało jakikolwiek związek z chrześcijaństwem. Żywa pozostała jednak pamięć o świętych męczennikach za wiarę w Chrystusa, a wśród nich szczególnie mocny kult św. Jerzego, żołnierza i męczennika - rozpoczął przedstawienie biografii patrona świątyni.
Święty wychował się w pobożnej rodzinie chrześcijańskiej. Jego rodzice przez długi czas prosili Boga o dziecko. Najwyższy jednak dopiero w późnej starości wysłuchał ich prośby i dał im syna. - Szlachetny młodzieniec był przykładem dla wielu kolegów. Zaciągnął się do wojska cesarskiego, gdzie jako legionista doszedł do rangi wyższego oficera - opowiadał ks. Krzysztof. - Kiedy za cesarza Dioklecjana rozszalały się prześladowania chrześcijan, Jerzy był trybunem, czyli naczelnikiem miejscowego garnizonu w randze pułkownika. Cesarz wydał dekret zabraniający przyjmowania wiary chrześcijańskiej, a wszystkim żołnierzom nakazał złożyć ofiarę przed posągami bóstw pogańskich. Jerzy dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co go czeka. Dla przykładu i zastraszenia innych poddano go najpierw przesłuchaniom, a następnie wyjątkowo okrutnym torturom – opowiadał kapłan. O ich dotkliwości ma świadczyć m.in. to, że Kościół Wschodni nadał mu nawet wyjątkowy tytuł wielkiego męczennika.
Św. Jerzy śmierć poniósł najprawdopodobniej w Liddzie, a grób męczennika wkrótce stał się miejscem licznych pielgrzymek. Kult św. Jerzego był niezwykle żywy już w starożytności. Cesarz Konstantyn Wielki na początku IV wieku wzniósł w Jerozolimie ku jego czci wspaniała bazylikę. Ks. Krzysztof opowiadał o dalszych i licznych przejawach kultu św. Jerzego na przestrzeni wieków. Na Kaukazie cała prowincja miała otrzymać nazwę wziętą od jego imienia: Georgia czyli Gruzja.
Pod koniec liturgii w Kondratowie wierni uczestniczyli w procesji eucharystycznej, odśpiewali uroczyste Te Deum oraz otrzymali błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem.