Lubin. Z niełatwą przeszłością

Były więzień, a dziś terapeuta uzależnień i pielgrzym Bożego Miłosierdzia opowiedział w "Kociołku" świadectwo swojego życia oraz nawrócenia.

Na poszukiwania swojej ofiary Marek zabrał nóż.  Po drodze napotkał znajome twarze. – Gdy szedłem w szale, ludzie się mnie bali. „Idzie Marek, trzeba uciekać” – wspominał. Wiedzieli, że jest pod wpływem alkoholu, narkotyków i że jest bardzo niebezpieczny. Kiedy zaczęli uciekać, ktoś z nich się zaśmiał. – Myślałem, że śmieją się ze mnie – mówił. Nie wszyscy jednak uciekli. Został Marcin, kolega Marka. – To był naprawdę dobry, Boży człowiek. Nigdy dla mnie nie kradł. Potem, już z materiałów postępowania dowiedziałem się, że kiedy wszyscy uciekali, on jeden został, mówiąc: „Jak Marek się poczuje?” – opowiadał. – Wyciągnął do mnie rękę, a ja wbiłem mu nóż w serce.

Cios był śmiertelny. – Dowiedziałem się, że przed śmiercią mi przebaczył – gość salezjańskiego „Kociołka” wspominał tragiczne wydarzenia sprzed lat.

Za morderstwo Marek trafił na 12 lat do więzienia. Wkrótce któryś z osadzonych go rozpoznał. – „Znam go. To Marek ze Szczecina, dobry człowiek, morderca” – cytował. – Wiecie, tam panują zupełnie inne zasady, inny system wartości. To, co u nas jest uznawane za powód do wstydu, tam stanowi zaletę – tłumaczył w sali teatralnej lubińskiego kościoła pw. św. Jana Bosko.

W więzieniu nie było łatwo. Próbował popełnić samobójstwo. By zdobyć pozycję, szykował się nawet do kolejnego morderstwa. Wszystko zmienił sakrament pokuty, na który zdecydował się niemal w ostatnim momencie. – Gdy usłyszałem formułę rozgrzeszenia, wszystko się zmieniło – opowiadał. Marek się nawrócił. Pochłaniał Biblię i książki religijne, prosił o zeszyty, by zapisać wszystkie słowa wypowiedziane przez Jezusa i nauczyć się ich na pamięć.

Za deklaracja wiary poszły czyny. Gdy zaczął organizować mityngi w więzieniach, został znienawidzony. Trafiał do najgorszych cel, często z osobami, które rozprowadzały narkotyki. – To w zakładach karnych istna plaga. Czasem do więzień trafiają osoby „czyste”, a wychodzą uzależnione od narkotyków – mówił.

Wiele razy dealerzy próbowali zrobić mu krzywdę, grozili. Bóg jednak zawsze go ratował. Pewnego dnia pomoc przyszła niemal w ostatnim momencie, po odmówieniu Koronki do Bożego Miłosierdzia o godz. 15. – Wstawaj, zostajesz przeniesiony do innej celi – wspominał słowa klawisza.

Pewnego dnia w tym samym więzieniu, co on, znalazł się… mężczyzna, z którym kiedyś zdradzała go jego dziewczyna. – Był większy, miał duży szacunek w więzieniu. Nikt jednak nie wiedział, dlaczego, nawet w lecie, na spacerach nosi bluzę z kapturem i zakłada go głęboko na oczy. Ja wiedziałem – wspominał.  

Marek postanowił do niego podejść. Mężczyzna cały się trząsł. – Przepraszam, wybacz mi – usłyszał od przerażonego. – Nie, to ty mi wybacz – opowiedział Marek, który zaoferował mężczyźnie pomoc. – Na początku trudno było mi znosić jego obecność. Czułem się jak zdradzony przyjaciel z piosenki Krzysztofa Krawczyka. Wkrótce jednak Pan Bóg zaczął mi pokazywać, że sam wciągnąłem go w bagno. Przed pierwszymi kradzieżami odczuwał strach. „Pomogłem” mu radami: „Nie bój się, tylko się napij, przejdzie” – wspominał.   

Kiedyś jeden ze strażników więzienia zwrócił uwagę na wiszącą na ścianie własnoręcznie napisaną przez Marka modlitwę. Okazało się, że strażnik należy do Odnowy w Duchu Świętym. „Słuchaj, w tym więzieniu jest jeszcze ktoś, kto wierzy w Boga!” – strażnik mówił o Wojtku, byłym gangsterze, „pruszkowiaku”. Mężczyźni spotkali się. Do więzienia przychodził również Leszek Podolecki, terapeuta uzależnień, założyciel Instytutu Świętego Alberta opiekujący się byłymi więźniami i bezdomnymi; twórca Sodalicji Dobrego Łotra. Leszek skupił byłych więźniów i tak powstała wspólnota Pielgrzymów Bożego Miłosierdzia, która wkrótce zaczęła przemierzać świat dla Boga, innych ludzi oraz dla siebie samych.

W trakcie spotkania M. Sidło opowiadał o pielgrzymkach, o trudach niełatwej drogi, gdy „jeden brat drugiemu próbuje wyciągać drzazgę z oka”. O wspaniałych momentach zostawienia wszystkiego w rękach Najwyższego, o lekcjach zaufania i wskazówkach z nieba.


Historię Marka Sidło można było poznać m.in. dzięki programowi „Ocaleni” czy współtworzonemu przez byłych więźniów piśmie „Dobry Łotr”, które trafia do zakładów karnych w całej Polsce. Mężczyzna pomaga dziś jako terapeuta uzależnień. Należy m.in., obok Romana Zięby, do Pielgrzymów Bożego Miłosierdzia (zmagania i wędrówki można śledzić m.in. na fanpage „Idzie człowiek”).

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..