O. Melchior Adamus OFM mówił o nie wszystkim znanych faktach z życia Biedaczyny z Asyżu.
W legnickiej parafii pw. Matki Bożej Częstochowskiej, gdzie posługują franciszkanie, odbyły się dwudniowe katechezy poświęcone duchowości i osobie Biedaczyny z Asyżu.
Prelekcje poprzedziły październikowe wspomnienie świętego. - Wokół jego osoby narosło wiele mitów. Duchowość franciszkańska jest głęboka, prowadzi do Chrystusa, umiłowania krzyża, a nie tylko ekologii, z którą wielu kojarzy św. Franciszka - mówi o. Tomasz Skibiński OFM, proboszcz parafii.
Katechezy pt. „Powołanie i życie św. Franciszka z Asyżu" oraz „Droga do świętości, czyli wspinaczka na górę Alwernię" poprowadził o. Melchior Adamus OFM, zakonnik po studiach z duchowości franciszkańskiej w Rzymie, obecnie posługujący w klasztorze w Kłodzku. - Z biografii Tomasza z Celano czy Bonawentury wynika, że był to święty doświadczający przede wszystkim Chrystusa cierpiącego - mówił o św. Franciszku. - Stygmaty, które otrzymał na górze Alwerni, są wyraźnym świadectwem jego łączności z Panem. Cierpienie było jednak nie tylko fizyczne, ale również psychiczne i duchowe. W pewnym okresie swojego życia przestał być bowiem generałem zakonu, który założył. Przy tym słowo „założyciel” musimy wziąć w cudzysłów, ponieważ sam podkreślał: „Pan dał mi braci”. On nie chciał tworzyć wspólnoty, jego początkowym zamiarem było zostanie eremitą (i taki pierwotnie przywdział strój). W pewnym momencie powstawania wspólnoty Franciszek został poniekąd odrzucony przez swoich. Przyszli bardziej doświadczeni i światli bracia, mówiąc: „My wiemy, w którym kierunku ma iść wspólnota braci mniejszych”. Chcieli zmienić regułę. „Franciszku, jesteś simplex et idiota (czyli prostak i głupiec) - cytował o. Melchior.
Doświadczeń cierpienia w życiu świętego było więcej, m.in. przez problemy ze wzrokiem. - Ówcześni stosowali dość drastyczne metody, bo do skroni przykładano rozżarzone żelazo. Wierzyli, że są tam kanaliki, które należy oczyścić. Ze wzrokiem Franciszka było coraz gorzej. Brewiarz czytał mu współbrat, wiele swoich pism musiał dyktować - opowiada o. Adamus.
- Jednak najbardziej widocznym znakiem, który przyspieszył jego „kanonizację” (nie było normalnego procesu, dwa lata po śmierci został ogłoszony świętym), były otrzymane stygmaty. Nosił na ciele znamiona męki Pańskiej. Nie mówiąc już o trudach i ofiarach, które ponosił, umartwiając swoje ciało, które nazywał „bratem osiołkiem”. Niektórzy twierdzą, że gdyby tak go nie umartwiał, nie umarłby młodo - twierdzi o. Melchior.
Jaką myśl gość legnickiej parafii chciał przekazać słuchaczom, czyli osobom świeckim? - Chodzi o nawrócenie. Św. Franciszek swoje opisuje w testamencie, gdy w sposób metaforyczny mówi o spotkaniu z trędowatym. Przed nawróceniem bał się tych ludzi, czuł do nich odrazę. Po spotkaniu zaś, gdy ucałował stopy jednego z nich i zobaczył, że jest to Chrystus, to, co wydawało mu się gorzkie, stało się słodyczą. Spotkanie z osobą cierpiącą oraz własnym cierpieniem może doprowadzić do spotkania z Chrystusem. Każdy kryzys, trudność, mogą doprowadzić do Jezusa, prawdziwej wolności i przemiany serca. Św. Franciszek wciąż jest przez to aktualny – dodaje zakonnik.