Klerycy z WSD z Legnicy i Świdnicy pomagali uchodźcom w Przemyślu i Korczowej.
W sobotę przed Niedziela Palmową alumni pierwszego roku formacji (rok propedeutyczny) naszego Wyższego Seminarium Duchownego wrócili z tygodniowych rekolekcji. Odbywały się one w Przemyślu i jego okolicach. Jednym z punktów nauk rekolekcyjnych był dworzec kolejowy, a drugim przejście graniczne w Korczowej. W obu tych miejscach klerycy służyli uchodźcom z Ukrainy, którzy docierali do Polski i potrzebowali kubka herbaty, kanapki, wskazania miejsca, gdzie dostaną bilet. I to oglądali na własne oczy klerycy i służyli tym potrzebującym.
Pojechali tam na zaproszenie rektora seminarium w Przemyślu, którego klerycy od początku wojny pomagają uchodźcom. Na ten apel odpowiedziały seminaria m.in. z Łomży, Ełku, Legnicy i Świdnicy. Klerycy pojechali więc do wolontariackiej pomocy potrzebującym uchodźcom.
- Teraz wracamy, ale nie powiedziałbym, że jesteśmy szczęśliwi. Opisałbym nasze nastroje jako zadowolenie z tego, że spełniliśmy swój obowiązek. Zderzyliśmy się bowiem tam z ogromną ludzką tragedią. Wracam, mając w sercu wiele obrazów tej tragedii. Wśród nich obraz małżeństwa z małym dzieckiem, które przekroczyło granicę jedynie z małym plecakiem w ręce. To był cały ich dobytek. To był obraz tego, co to znaczy zostawić wszystko i uciekać przed wojną - mówi ks. Piotr Gołuch, wychowawca roku propedeutycznego.
W rozmowie o wyjeździe z klerykiem Wiktorem padło określenie, że ten wyjazd można by określić mianem nietypowych rekolekcji wielkopostnych.
- Jak jechaliśmy do Przemyśla, to chyba nikt z nas nie wiedział, czego możemy się tam spodziewać. Jechaliśmy trochę w ciemno. Już pierwszego dnia pojechaliśmy na granicę do Korczowej. Służyliśmy pomocą: dzieci dostawały słodycze, dorosłym dawaliśmy kawę i herbatę, rozdawaliśmy ciuchy, służyliśmy informacją. Gdy tam staliśmy i patrzyliśmy przez płot graniczny, budziła się w głowie świadomość, że w tamtym kraju toczy się wojna. Walka na śmierć i życie. Później pomagaliśmy na dworcu kolejowym. To też były proste gesty, ale dla tamtych ludzi - bardzo ważne. Wszystkie te nasze doświadczenia były jak takie rekolekcje wielkopostne. Wielki Post to post, modlitwa i jałmużna. A ta ostatnia to nie tylko pieniądze, ale także niesienie pomocy drugiemu człowiekowi. Niesienie siebie samego. Więc to były niesamowite rekolekcje –- mówi kleryk Wiktor.