Nowy numer 38/2023 Archiwum

Zastrzyk energii

W stronę granicy polsko-ukraińskiej z diecezji legnickiej i całego kraju zmierzają samochody z darami, które trafią na Ukrainę. Wracają z uchodźcami. Grupa z Dniepropietrowska trafiła do Lwówka Śląskiego.

Z diecezji legnickiej w ciągu kilku pierwszych dni wojny na Ukrainie dziesiątki transportów wyjechały z darami na granicę polsko-ukraińską. Organizowali je Dolnoślązacy, stowarzyszenia i fundacje, samorządy oraz parafie. W zdecydowanej większości wystarczyło kilkadziesiąt godzin od momentu ogłoszenia zbiórki, by ludzie po brzegi zapełnili darami samochody.

Pisaliśmy już o przyjęciu uchodźców przez ośrodek i fundację św. Krzysztofa z Lwówka Śląskiego. Udało się tam zakwaterować około 100 osób. Część z nich dotarła tam sama, część została przywieziona z Wrocławia, dokąd dotarli pociągiem z Przemyśla. Była też pokaźna grupa (prawie 30-osobowa) przywieziona do Lwówka prosto z przejścia granicznego Krościenko–Smolnica.

Kiedy fundacja dowiedziała się, że we Lwowie u ks. Mirka znajduje się grupa 35 mam z dziećmi, które szukają miejsca w Polsce, był ósmy dzień wojny. Naprędce poszukiwano ochotników do wyruszenia na drugi koniec Polski. W ciągu kilku godzin udało się znaleźć pięć samochodów, które w sobotę nad ranem ruszyły do Krościenka. Kierowcy wieźli dary zebrane przez parafię pw. Trójcy Świętej w Legnicy. Były to pieluchy dla dzieci, lekarstwa, koce, woda w butelkach. Pomoc trafiła do Ustrzyk Dolnych, do magazynu koordynowanego przez miejscową gminę.

Przejazd do Krościenka wiódł głównie autostradą A4. Podróżni ze Lwówka mijali kilka długich kolumn transportowych składających się z busów i autobusów z Niemiec, Szwajcarii, Włoch, Belgii, Hiszpanii, oklejonych napisami „Ukraina”.

Lwówecki transport dotarł na miejsce po blisko ośmiu godzinach jazdy, pokonując ponad 600 km. Gdyby nie świadomość sytuacji, można by pomyśleć, że na miejscu trwa jakieś wydarzenie sportowe, np. wyścigi rowerowe MTB. Na placu rozstawiono duże namioty, jeździły pojazdy GOPR i straży pożarnej. Każdy mógł otrzymać darmową herbatę w namiotach i ciepły posiłek. Pozornie nie odczuwało się atmosfery niepokoju, ale wiele osób spoglądało na przejście graniczne, skąd co kilka chwil wyłaniała się kolejna grupa ludzi z walizkami, przeważnie kobiety z dziećmi. Przejście to wybierały osoby, które wiedziały, że ktoś po nie przyjedzie. Inni kierowali się na przejście w Medyce, a następnie kontynuowali podróż, m.in. pociągiem.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast