Biskup Andrzej Siemieniewski spotkał się z dziennikarzami i podsumował wizytę "ad limina apostolorum".
Które spotkanie najbardziej utkwiło księdzu biskupowi w pamięci?
Bp Andrzej Siemieniewski: Po każdym spotkaniu myślałem, że to właśnie to spotkanie zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ale nie, uważam, że wszystkie były poruszające. A to dlatego, że w naturze konkretnych dykasterii leży zajmowanie się konkretną stroną Kościoła. Przykładowo, w Papieskiej Radzie ds. Popierania Jedności Chrześcijan kard. Kurt Koch przypomniał, że rzeczywistość jedności chrześcijan jest dynamiczna. Należy ją nieustannie przyprowadzać do bieżącej sytuacji. Obraz chrześcijaństwa, który funkcjonował w trzech głównym nurtach, tj. katolicyzmie, prawosławiu i protestantyzmie stał się obrazem nieadekwatnym do obecnej rzeczywistości. Należy mówić, cytuję kardynała Kocha, o pentekostalizacji chrześcijaństwa również w sensie liczbowym. Kościoły i wspólnoty pentekostalne, nie będące katolickimi, prawosławne i protestanckie, reprezentują obecnie drugą co do liczebności siłę w chrześcijaństwie. Wielu nie zdaje sobie sprawy, bo nasze studium traktujemy często statycznie. A podręcznik na podstawie danych sprzed 50 lat nie może być aktualny.
Ksiądz biskup już raz był na wizycie ad limina, ale wówczas jako biskup pomocniczy archidiecezji wrocławskiej. Były jakieś różnice między tymi wizytami?
Poprzednia wizyta ad limina odbyła się 2014 roku. Uczestniczyłem w niej jako biskup pomocniczy. Teraz już byłem tam jako biskup diecezjalny i muszę przyznać, że jest to inna perspektywa. Biskup diecezjalny ma jednak szerzej otwarte serce i uważniej nadstawia uszy. Także o wiele bardziej bezpośrednio wszystko do mnie trafiało.
Czy padały trudne zdania, zadawano trudne pytania podczas spotkań? Mam na myśli chociażby procesy sądowe duchownych w Polsce.
Podczas całej naszej wizyty pojawiały się tematy z życia Kościoła. Elementy piękne, radosne i chwalebne, ale także i trudne. Jednak ta trudność pojawiała się nie tylko w kontekście naszego słuchania, ale także dzielenia się nimi. Pierwszy z brzegu – sprawa powołań kapłańskich. Wystarczy sięgnąć do statystyk, by zobaczyć, że od ostatniej wizyty ad limina ilość nowych powołań spadła w Polsce o połowę. To wyzwanie, jest to trudny temat. Słuchaliśmy, jakie doświadczenia w tym względzie mają pracownicy watykańskich kongregacji.
Albo pojawił się temat migracji. Dotyczy ona nie tylko polskiej granicy wschodniej, ale po prostu wszystkich zakątków świata. Setki milionów ludzi są w migracji albo ją planują. Rozmowy toczyły się np. o budowaniu dobrych, odpowiednich relacji w temacie pomocy na linii Kościół-państwo.
Dalej, inny temat: katecheza. Ona staje się w Polsce co raz mniej skuteczna, bo wielu uczniów wypisuje się z katechezy.
Padły jakieś „dobre rady”, dobre praktyki w celu znalezienia rozwiązania tych problemów?
Na pewno. W temacie rodzenia się powołań wskazywano na wspólnoty chrześcijańskie. Powołania budzą się w bowiem w stosownym środowisku, zdolnym do kierowania myśli w stronę [pytania, red] „czy Pan Bóg mnie powołuje?”. W środowisku, w którym takie pytanie może trafić na otwarte serce. Niegdyś ten ciężar spoczywał na rodzinach katolickich, dobrych parafiach. Często tak nadal jest, ale na pewno rzadziej niż dawniej. Czy to oznacza, że trzeba załamać ręce? Nie, po prostu trzeba znaleźć inne środowiska, które z równą mocą będą współdziałać z rodzinami i parafiami. A tymi są ruchy i stowarzyszenia.
Wizyta w Watykanie zbiegła się z otwarciem synodu. Co papież mówi nam o tej „wspólnej drodze”?
Synod nie ma polegać na debatach i dyskusjach, głosowaniach „kto jest za, kto przeciw”, tylko ma polegać na naśladowaniu Dziejów Apostolskich. Papież to mocno podkreślał. Dzieje Apostolskie są wzorem synodu. To jest droga , ale nie uczestników „uczonych debat”, ale ma być drogą świadków wiary. To będzie właściwy synod. Wspólna droga. Czytajmy Dzieje Apostolskie!