Pastor Erich Busse popularyzuje postać wyjątkowego katolickiego kapłana.
W Artystycznej Galerii Izerskiej w Kromnowie, mieszczącej się w dawnym kościele ewangelickim, została zaprezentowana wystawa o katolickim księdzu Franzu Stocku. Jej twórcą jest emerytowany pastor z Drezna ks. Erich Busse.
Jędrzej Rams: Co księdza najbardziej ujęło w postaci ks. Franza Stocka?
Ks. Erich Busse: Ks. Franz Stock w czasie II wojny światowej był kapelanem więzienia w Paryżu, gdzie hitlerowcy osadzali, sądzili i rozstrzeliwali członków francuskiego ruchu oporu. Byli to głównie Francuzi, ale także Polacy i Żydzi.
I w tym miejscu ks. Stock był bardzo odważny. On pomagał jeńcom. On pokazał im ludzkie oblicze. Był z nimi w ich ostatnich chwilach, spowiadał ich, udzielał Komunii. Dodatkowo przemycał informacje dla krewnych. Ostrzegał rodziny. Przemycał także informacje do więzienia. Przykładem jest wydarzenie, gdy hitlerowcy grozili jednemu z osadzonych ważnych działaczy francuskiego ruchu oporu, że schwytali całą jego rodzinę. Ks. Franz dowiedział się, gdzie ta rodzina się znajduje i w czasie modlitwy w więzieniu przekazał mu informację, że to nie jest prawda, że jego rodzina jest cała i zdrowa. To pomogło mu przetrwać przesłuchania. Po wojnie ten człowiek został ministrem francuskiego rządu i mocno się angażował, by popularyzować postać śp. ks. Franza.
Co ciekawe, ks. Stock po wojnie został we Francji. Otworzył ogromne, bo liczące około tysiąc studentów, wyższe seminarium duchowne. Znajdowało się ono w obozie jenieckim, a studentami byli wzięci do niewoli niemieccy żołnierze, którzy zechcieli studiować teologię. Ono istniało kilka lat i tam też zmarł ks. Stock. W latach 60. XX wieku Francuzi zbudowali w tamtym byłym obozie kościół, gdzie został pochowany ks. Franz.
Jest ksiądz historykiem z zawodu czy z pasji?
Zainteresowanie historią zaczęło się od akcji Znak Pokuty. W jej ramach w 1968 roku pojechałem do Lublina, by tam na terenie byłego obozu koncentracyjnego na Majdanku, pracować przez dwa tygodnie. To była moja pierwsza wizyta w Polsce. Zakochałem się w niej. Wszędzie byli przyjemni, mili ludzie. Nikt z naszej grupy nie znał języka polskiego, a ciągle była potrzeba komunikowania się. Podjąłem decyzję, że nauczę się tego języka.
Gdy o mojej decyzji nauki języka polskiego dowiedział się mój znajomy, działacz podziemia antyhitlerowskiego, powiedział mi, że skoro tak, to teraz powinienem zainteresować się historię Polski. Gdy zacząłem to robić, zdałem sobie sprawę, że muszę zajmować się też historią Niemiec. Były i są różne dziedziny tej historii np. historia sztuki, historia polityczna, ale jest też coś takiego, co można nazwać historią pojednania. Można ją nazwać kulturą pamięci. I to zaczęło być dla mnie wiodące.
Jak ksiądz poznawał nasz język i naszą historię?
Mieszkałem w Dreźnie i słuchałem Polskiego Radia z Warszawy. Mówili oczywiście w zły sposób o wszystkim, co było „zachodnie”, ale mówili piękną polszczyzną. Poruszali wiele tematów, które ja znałem, ale z naszej, niemieckiej perspektywy. Słuchałem też Radia Wolna Europa z Monachium i dostawałem z Polski, od moich przyjaciół, dużo książek. Spotykałem się także z różnymi ludźmi, którzy opowiadali mi o swoich przeżyciach wojennych i powojennych. Ich losy były często bardzo podobne do tych, które znałem z Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Wszędzie panował system komunistyczny i nie wolno było głośno opowiadać o pewnych sprawach. Co ciekawe, w zachodnich Niemczech nie wolno było z kolei mówić o jeszcze innych sprawach. Ja się zajmuję, jak to mówię, historią pomieszaną.
Czy to poszukiwanie prawdy wzmocniło się kiedy ksiądz został pastorem? Czy nakaz Jezusa by szukać prawdy, miał na to wpływ?
Tak, dobrze pan to ujął.
Bycie pastorem pomagało w kontaktach z Polakami?
Powiem tak - wszędzie trafiałem do dobrych ludzi. Nawet z ludźmi z partii komunistycznej miałem dobry kontakt. Otóż przełożony Kościoła ewangelickiego w NRD obiecał kiedyś, że nasz Kościół zbierze na rzecz Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie pół miliona marek niemieckich wschodnich. Ostatecznie zebraliśmy trzy razy tyle. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ nasz biskup zabierał mnie do Polski, ponieważ ja znałem wasz język. Miałem kontakt z lekarzami, architektami, ministrami. Z nimi wszystkimi mogłem otwarcie rozmawiać. Oni naprawdę potrafili otwarcie rozmawiać. Do księdza z Niemiec mieli zaufanie.
Jak doszło do tego, że dzisiaj rozmawiamy w poewangelickim kościele w Polsce, w którym prezentuje ksiądz wystawę o katolickim kapłanie, który pomagał Francuzom i przeciwstawiał się hitlerowcom?
Przed rokiem niedaleko, w Karpaczu, w kościele Wang, pokazywałem tę wystawę oraz mówiłem o malarzu Casparze Davidzie Friedrichu. To bardzo znany malarz w Niemczech. Po wykładzie podeszły do mnie panie, które powiedziały mi, że w Kopańcu znajduje się szkoła jego imienia. Nie wiedziałem o tym więc mając kilka godzin wolnego czasu, pojechałem, poszukałem i znalazłem szkołę. Ale tak jeżdżąc po okolicy trafiłem m.in. do Artystycznej Galerii Izerskiej w Kromnowie. Udało mi się namówić pana Adama, kierownika, na zorganizowanie takiej wystawy.
Skąd pomysł na promocję katolickiego kapłana?
Szukam świadków pojednania i szukania pokoju w tamtych zbrodniarzach. W Niemczech było kilkadziesiąt tysięcy osób, którzy np. chowali Żydów, dawali jedzenie przymusowym więźniom. Takich osób szukam. Wiem, że ich było za mało, dużo za mało, bo mam świadomość, że miliony podporządkowały się zbrodniczemu systemowi politycznemu. Chciałem ich odnajdywać, bo w NRD mówiono tylko o bohaterskich komunistach sprzeciwiających się Hitlerowi. Po drugiej stronie granicy, w RFN z kolei, nie wolno było mówić o komunistach, mówiono o wszystkich innych bohaterach. A samego ks. Franza Stocka poznałem przypadkowo. Byłem u znajomych i tam pokazali mi historię ks. Franza. Zaproponowano mi tam zostanie członkiem stowarzyszenia promującego jego życie. Zgodziłem się pod warunkiem, że będę czynnym działaczem, aktywnie działającym członkiem stowarzyszenia.
Okazało się, że ten ksiądz jest praktycznie nieznany w Niemczech wschodnich i w Polsce. Dawny kościół ewangelicki w Kromnowie to obecnie Artystyczna Galeria Izerska, jest 10. miejscem w Polsce, w którym pokazuję tę wystawę. Co ciekawe nie pokazywałem jej jeszcze w żadnym kościele katolickim w Polsce.
Dlaczego?
Nie wiem. Naprawdę. Pisałem i rozmawiałem z ponad setką osób w Polsce. Wszyscy mówili „pięknie, wspaniale” bo to przecież ksiądz katolicki, sługa Boży, trwa jego proces beatyfikacyjny. Ale później zapadało milczenie. Nikt się nie odezwał, że chce pokazać u siebie wystawę. Pokazuję ją więc tam, gdzie się da.