W tym miejscu można wyjść z kryzysu bezdomności. Jednym z najważniejszych punktów życia ośrodka jest jednak osobista praca na jego rzecz.
O swojej pracy dla domu opowiadają sami mieszkańcy. – Każdy ma swoje zajęcie. My z Gosią pomagamy w kuchni, przygotowujemy posiłki. Oprócz tego ja palę w piecu, opiekuję się trzema psiakami – mówi Jan. − Prace wokół budynku, porządki, koszenie trawy, szykowanie opału na zimę, wody do mycia, pomoc sąsiadom − jeśli ktoś poprosi − jeżdżenie po dary otrzymywane od sklepów… – wymienia Adam, który w ośrodku mieszka od półtora miesiąca. Mężczyzna tłumaczy, że praca jest czymś normalnym i potrzebnym. – Jeśli ktoś nie pracuje i nie przysługuje mu zasiłek socjalny, to powinien pomagać. Skoro nie płacisz, to zarób chociaż na to jedzenie – przekonuje pan Adam.
Jak trafić do Mar-Kotu? − Nie trzeba nawet dowodu osobistego. Trzeba natomiast być trzeźwym i poprosić o pomoc, a każdy kierownik ma obowiązek wpuścić taką osobę. Jeśli nie będzie miejsca, wtedy otrzyma jedzenie, nocleg, ubranie i zostanie wysłany do innego ośrodka – opowiada P. Przybecki. – Ktoś powie: „Bezdomni są sami sobie winni”. Owszem, w większości tak. Ale w ich kierunku również trzeba wyciągnąć rękę. Pomóc, wskazać kierunek. Jeśli tego nie otrzymają, będą umierać gdzieś na działkach czy w rowach – uczula P. Przybecki.
O tym, jak można pomóc legnickiemu Mar-Kotowi, można się dowiedzieć pod numerem telefonu Przemysława Przybeckiego (734 054 444).
Więcej w „Gościu Legnickim” nr 33 na 22 sierpnia