W tym miejscu można wyjść z kryzysu bezdomności. Jednym z najważniejszych punktów życia ośrodka jest jednak osobista praca na jego rzecz.
W czwartek 19 sierpnia minęła 29. rocznica śmierci Marka Kotańskiego, psychologa, terapeuty, społecznika, twórcy m.in. MONAR- u pomagającego uzależnionym czy MONARU-Markotu, pomagającego wychodzić z kryzysu bezdomności.
Śmierć nie zakończyła jednak dzieła mężczyzny, bowiem i w naszej diecezji znajdują się ośrodki, których jest twórcą. Wśród nich jeden Mar-Kot mieszczący się w Legnicy, a założony w 2018 r. przez Przemysława Przybeckiego, przyjaciela Marka, który po śmierci kolegi pożegnał się z MONAREM i założył Stowarzyszenie Pomocy Bliźniemu „Mar-Kot”.
Legnicki Mar-Kot mieści się przy ul. Sadowniczej 3. Na chwilę obecną w domu może zamieszkiwać 15 mieszkańców. Budynek w trudnym stanie technicznym czeka jednak na rozbudowę, po której będzie mógł przyjąć aż 44 osoby w kryzysie bezdomności. Jak można pomóc ośrodkowi? – Nie ukrywam, że dom w Legnicy jest naszym najbiedniejszym domem. Potrzebne są przede wszystkim materiały budowlane, m.in. blachy na dach, krokwie na więźbę dachową, łaty. Budujemy z tego, co mamy – wyjaśnia P. Przybecki.
Samo mieszkanie w ośrodku wiąże się z pracą na rzecz wspólnego dobra. - W tych ośrodkach nie ma sprzątaczek, kucharek, personelu. Nikt, łącznie z prezesem, nie otrzymuje wypłaty. Co więcej, wszyscy kierownicy placówek są osobami w kryzysie bezdomności, osobie z zewnątrz trudno byłoby bowiem nad nimi zapanować – tłumaczy Przybecki. − W Mar-Kocie wszyscy, którzy mogą pracować, nie mogą leżeć – podkreśla prezes.
Dalsza część artykułu (w tym fragmenty rozmów z mieszkańcami) przeczytasz na stronie drugiej