O rodzinie się nie zapomina, czyli Sługa Boży z Kalwarii Pacławskiej pomaga pewnemu Legniczaninowi.
Jan Marcinowski jest dalekim krewnym Czcigodnego Sługi Bożego o. Wenantego Katarzyńca. - O. Wenanty był kuzynem mojej prababci, często mówiło się o nim w rodzinie. Jego historię poznałem jeszcze w latach 80., a opowiadał mi ją stryjek: „Janek, zapamiętaj sobie: kiedyś będzie o nim głośno” – wspomina słowa wuja.
Janek przeżył w życiu niejedno. Nim daleki krewny o. Wenantego Katarzyńca nawrócił się do Boga i został uwolniony ze swoich nałogów, życie zdążyło go porządnie sponiewierać. - Zaczęło się już w szkole: nieciekawe towarzystwo, prawo pięści, papierosy. Nie wyrosłem na dobrego człowieka, potrafiłem oszukiwać i krzywdzić innych ludzi. Mocno nadużywałem alkoholu. Kiedy przyszło rozstanie z żoną, zaczęło się prawdziwe apogeum nałogu: dwa lata ostrego picia dzień w dzień – wspomina mężczyzna. – Kiedy działy się złe rzeczy, zawsze jednak wiedziałem, że on jest tuż obok – mówi o o. Wenantym.
Takich momentów było jednak sporo. Złe czyny, wypadki samochodowe po pijanemu, których nie miał prawa przeżyć. Alkohol siał w jego życiu coraz większe spustoszenie. Czasem nie potrafił nawet wrócić z butelką do domu. Wypijał jej zawartość po drodze. Pewnego dnia dotarło do Janka, że jest naprawdę źle. – Ujrzałem swoje odbicie w lustrze i zobaczyłem kogoś innego.
W trakcie odwiedzin u starych znajomych, jeden z nich postanowił poczęstować Janka czymś „mocniejszym”. Miał metaamfetaminę, a w zasadzie jej tanią i niskiej jakości odmianę. – Zacząłem wciągać. Doszedłem już do takiego stanu, że praktycznie jadłem to garściami. Nie mogłem wytrzymać bez narkotyków nawet kilku godzin. Trwało to rok. Rok ostrego ćpania – wspomina.
W środę 31 marca obchodziliśmy setną rocznicę śmierci o. Wenantego Katarzyńca. Czcigodny Sługa Boży przyciągał Janka do siebie jeszcze przed nawróceniem. - Pomimo całego zła, które było w moim życiu, nienawrócony potrafiłem po prostu wstać od biurka, wsiąść w pociąg i pojechać do Kalwarii Pacławskiej <miejsce wiecznego spoczynku o. Wenantego, przyp. red.> – mówi Jan. - Po zmianie życia wróciłem w to miejsce - opowiada mężczyzna.
O tym, jak doszło do nawrócenia Janka oraz jego uwolnienia z nałogów, przeczytasz w Gościu Legnickim nr 14 na 14 kwietnia
Dziś Jan Marcinowski jest liderem powstałej w lutym 2020 r. wspólnoty „Ja Jestem J 8, 58”. Skupieni w niej mężczyźni pragną nieść pomoc proboszczom oraz opiekować się świątyniami.- Zakładając wspólnotę nawet nie przypuszczaliśmy, że za jakiś czas dojdzie w Polsce do takich sytuacji - mówi o marszach aborcjonistów, które swój największy wydźwięk miały pod koniec minionego roku.