Złotoryjski kościół stał się ulubionym miejscem picia alkoholu i spania miejscowych osób bezdomnych.
W ciągu ostatnich kilku tygodni kościół pw. Narodzenia NMP w Złotoryi, diecezjalne sanktuarium Matki Bożej z Lourdes, stał się miejscem spędzania czasu dla osób, mówiąc delikatnie, mocno pijanych. Ludzie ci nie przychodzili jednak się modlić, co raczej, kryjąc się przed mrozem, urządzili sobie z ławek, a nawet konfesjonału, miejsce do spania.
Jak mówi ks. Stanisław Śmigielski, proboszcz miejsca, były to zawsze osoby pod wpływem alkoholu. - Zachowywali się bardzo agresywnie i wulgarnie. Ja ich po części rozumiem, ponieważ szukali schronienia przez zimnem, bo kościół jest ogrzewany. Jednak oni śmiecili, bałaganili, pili alkohol, przeszkadzali ludziom w modlitwie. Chcąc nie chcąc, musiałem zareagować i ich usunąć ze świątyni - mówi ksiądz proboszcz.
Próby polubownego wyproszenia nowych lokatorów nie przynosiły większego skutku, dlatego ks. Śmigielski zwrócił się o pomoc do służb - policji i straży miejskiej. Pomogła dopiero ich interwencja.
- Smutne jest to, że ci ludzie ukradli nam ze świątyni m.in. mszał, lekcjonarze, świeczki. Są to rzeczy, które są im niepotrzebne, a nasza parafia sporo straciła. Dodatkowo wzmocniliśmy zabezpieczenia niektórych miejsc. Ci panowie skorzystali z tego, że nasza świątynia jest zawsze dostępna i otwarta dla wiernych. Od rana do wieczora - mówi ks. Śmigielski. - My, jako parafia, codziennie pomagamy osobom potrzebującym. Także tym nadużywającym alkoholu. Wydajemy codziennie ponad 100 porcji zupy, wydajemy też jedzenie w ramach programu Caritas. A mimo tego ci ludzie nie potrafili uszanować miejsca świętego. Ja zdaję sobie sprawę, że są to ludzie nieszczęśliwi, jest mi ich żal. Nie chodzi mi o wdzięczność, ale o okazanie szacunku dla miejsca, w którym pokolenia złotoryjan się modliły, o które to miejsce obecni parafianie bardzo się troszczą. Mam nadzieję, że temat jest już zamknięty i nie będzie już więcej libacji - mówi kapłan.