Ta historia wydarzyła się naprawdę. Dziś zyskuje nowy wymiar.
Jacek Szymański jest pracownikiem Domu Pomocy Społecznej w Legnickim Polu. W ostatnim czasie ośrodek przeżywa niełatwe chwile związane z przypadkami zarażeń koronawirusem wśród podopiecznych i personelu. Mężczyzna wierzy, że figura Matki Bożej, która niegdyś uratowała życie członkowi jego rodziny, niesie opiekę również temu miejscu.
– Specjalista stwierdził, że ślad na figurze zostawił po sobie pocisk kal. 22 mm, czyli działko. Taki pocisk przebijał pancerz czołgu, a zatrzymała go ta figura – wspomina pan Jacek. – Rodzice opowiedzieli mi przed śmiercią, że uratowała życie członkowi naszej rodziny. Działo się to najprawdopodobniej we wrześniu 1939 roku. Kiedy rozpoczęły się niemieckie naloty, osoba ta znalazła się na linii strzału. Uratowała ją figura Matki Bożej trzymana pod płaszczem – tłumaczy J. Szymański.
Pocisk o takiej średnicy powinien był rozerwać figurę. Kula jednak zatrzymała się w niej i pozostawiła wyżłobienie, które do dziś przypomina o wydarzeniu sprzed lat. Stąpająca po różach Maryja dzierży różaniec przewieszony przez złożone do modlitwy ręce. Szklany wizerunek w kolorze bursztynu stał się nieodłącznym towarzyszem rodziny. W pewnym momencie trafił do pana Jacka.
Opieka Matki Bożej towarzyszyła J. Szymańskiemu w kolejnych latach. W 2003 r. Maryja uratowała go, kiedy w trakcie jednego z festynów znalazł się na linii ognia pokazowej armaty. – To był spory ładunek prochowy (hukowy) – wspomina mężczyzna. Nie stracił przytomności, ale odniósł trwałe urazy głowy. Pocisk uszkodził mu m.in. błędnik, słuch, wzrok. Figurę Matki Bożej woził ze sobą po lekarzach.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się