S. Monika Nowicka, elżbietanka, opisuje nam sytuację związaną ze strachem przez COVID-19 w Tanzanii.
Siostra Monika Nowicka, elżbietanka, pisze do naszej redakcji:
Kiedy w mediach co chwilę pojawiają się nowe doniesienia z całego świata o COVID-19, Afryka wydaje się pozostawać jakby poza tym dramatem. Owszem, dowiadujemy się, że przypadki zakażeń, nawet liczne są odnotowywane, ale dotyczy to tylko pewnych państw, czy nawet samych tylko stolic. Brakuje natomiast danych czy wiadomości dotyczących faktycznej sytuacji ludzi w tym trudnym czasie.
Chciałabym się podzielić refleksją wysnutą w ograniczonym wycinku rzeczywistości jaką jest tanzańska wioska Maganzo. Tutaj informacja o pierwszym odnotowanym przypadku dotarła 16-marca. Od tamtej pory oficjalnie w kraju stwierdzono 20 przypadków zachorowań.
W Maganzo prowadzimy centrum zdrowia. Jedynymi wytycznymi od rządu jest obowiązek mycia rąk przed wejściem do szpitala. Otrzymałyśmy także numer telefonu, pod który powinny się zgłosić osoby, które rozpoznają u siebie objawy. Testy można wykonać w jedynym laboratorium w kraju w Dar es Salaam – 1200 km od naszej wioski.
Nie wiadomo ilu dokładnie jest mieszkańców w kraju. Ludzie rodzą się i umierają bez śladu. Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera. Kiedy pytam o przyczynę śmierci przeważnie słyszę „Amekufa gafla” – umarł nagle. Pochówek odbywa się koło domu. Kto i w jaki sposób będzie liczył zakażonych koronawirusem czy ustalał przyczynę zgonu. Kto będzie pomagał chorym? Tanzańczycy nie podlegają powszechnemu ubezpieczeniu zdrowotnemu, tak więc służba zdrowia jest płatna, poza nielicznymi pracownikami instytucji państwowych oraz ludźmi zamożnymi, opłacającymi składki ubezpieczeniowe. Brakuje szpitali, sprzętu i środków ochrony w stopniu nieporównywalnym do Polski. Poza tym trudno o higienę i sterylność w małych chatkach z klepiskami.
Wśród ludzi panuje pewna atmosfera napięcia, strachu przed niewiadomym, a z drugiej strony życie toczy się swoim powolnym, beztroskim rytmem. Tutaj ciągle gra muzyka – próby chóru pod kościołem, conocne dyskoteki, klaksony przepełnionych busów dala dala i śmiech dzieci. Jest tylko „dziś” – i jedyna troska większości ludzi dziś – nie być głodnym. Na mydło już często brakuje. Nie ma zapasów, lodówek, kont w banku, regularnie wypłacanych pensji, solidnych domów. Człowiek nie jest tu wyizolowanym indywidualistą, ale zawsze żyje w grupie.
Kiedy pytam ludzi, czy się nie boją, mówią – „Nasza pomoc tylko w Bogu, my nie mamy niczego”. Prezydent nie ograniczył w jakikolwiek sposób kultu religijnego.
Nie zapominajmy, że pandemia korona wirusa w Afryce przebiega w cieniu wszechobecnej malarii, gruźlicy, AIDS i innych chorób, które codziennie cicho zbierają swoje żniwo. Ludzie nauczyli się z nimi żyć. Krąg życia – narodzin i śmierci się zamyka w szybkim tempie. Nie ma pomiędzy tymi wydarzeniami wielu znieczulaczy konsumpcji pod każdą postacią, a głód często przypomina o słabości ludzkiego ciała.
Dziś stoimy razem z mieszkańcami Tanzanii przed wielką niewiadomą, bo przecież nie wiemy do końca jak zareagują na wirus młode, ale wymęczone chorobami społeczeństwa. Ciągle mamy nadzieję, że jakoś klimat na ochroni, albo leki na malarię i AIDS coś pomogą… Wiemy na pewno, że brakuje właściwie wszystkiego. Nie zapominajmy też, że tutaj dostęp do mediów jest bardzo ograniczony. Nie da się na bieżąco informować ludzi, brakuje świadomości, działań profilaktycznych.
Szkoły i przedszkola są w całym kraju zamknięte. Dzieci z naszej świetlicy otrzymały paczki żywnościowe na miesiąc czasu.
Mają w tym czasie zapewnioną pomoc medyczną. Przygotowujemy w miarę możliwości nasz szpital na przyjęcie chorych. Dysponujemy jednym respiratorem i 3 maszynami tlenowymi. Czekamy…
Jak wszyscy obawiamy się tego co nastąpi. To taki stan zawieszenia między lękiem a nadzieją, który towarzyszy dziś chyba wszystkim ludziom na świecie. Trwamy na posterunku i modlimy się. Prosimy też o pamięć o tych, którzy będą musieli się zmierzyć z chorobą bez dostępu do sprzętu i środków medycznych.