W ciągu 46 lat zgromadził ponad 174 tys. kalendarzy. Jego kolekcja obejmuje terminarze ze 162 państw i kontynentów.
Swój zbiór powiększał systematycznie od początku lat 70. ub. w. Zdobywanie nowych wydań odbywało się drogą wymiany korespondencyjnej lub osobistej z miłośnikami kolekcjonerskiej sztuki.
Legniczanin Zbigniew Dudek zaprezentował mieszkańcom Chojnowa mniej niż 1 procent swojej oryginalnej kolekcji podczas wernisażu „Lata mijają, kalendarze zostają”, który odbył się w Miejskiej Bibliotece Publicznej. Autor niezwykłego zbioru opowiadał nie tylko o swojej pasji, ale także o ludziach, którzy współtworzą jego nietuzinkowe hobby.
- Dla mnie jako zbieracza największą satysfakcją jest fakt, że mogę pokazać swoje kalendarzyki, a ktoś chce je zobaczyć. W klasie maturalnej dostałem od koleżanki kalendarzyk, szarobury, ale cenny, bo pierwszy! Nie było ich wówczas zbyt wiele. Na początku mojej pasji trafiłem na sympatycznych ludzi, m.in. zbieracza z Moskwy, który przesyłał mi kalendarzyki, dzieląc się tym, co miał - zdradził kolekcjoner.
W jego ocenie najciekawsze w zbieraniu jest jednak spotykanie interesujących osób. Zapewnia, że nie istnieje żadna bariera językowa w porozumieniu się podczas wymiany z ludźmi z innych krajów.
- Trzeba też podkreślić nieocenioną rolę wszystkich towarzyszek życia, w tym mojej żony, które moim zdaniem są cichymi bohaterkami mężów zbieraczy - zaznaczał autor wystawy.
W jego galerii na próżno szukać przypadkowych kalendarzy. Wszystkie są usystematyzowane. Są tam m.in. mini almanachy z różnych krańców ziemi, opisujące szatę roślinną i zwierzęcą czy sceny z bajek i filmów.
Kolekcjoner spotyka się z innymi pasjonatami co najmniej dwa razy do roku m. in. w Niemczech i Czechach, gdzie odbywają się międzynarodowe spotkania ludzi posiadających niecodzienne zamiłowania kolekcjonerstwa.
Dla każdego entuzjasty każda rzecz w kolekcji jest bezcenna i jedyna w swoim rodzaju. Autor wystawy wyjaśnił także, skąd wzięła się nazwa tytułująca miłośników kalendarzy.
- Filokalendyści to grupa pasjonatów zbierających kalendarze, ale nie jest to termin powszechnie znany. Nazwę otrzymałem na piśmie od prof. Miodka, do którego napisałem z prośbą nazwania mojego hobby. Polski językoznawca zaproponował nazwę, posiłkując się m.in. terminem filatelistyki, która na początku „też brzmiała obco, do czasu aż się przyjęła”. Stąd filokalendystyka - opowiadał Z. Dudek.
Legniczanin częstował przybyłych na wystawę gości mnóstwem anegdot, interesujących historii, wzruszających i barwnych wspomnień malowanych przez ponad 40 lat zbierania kalendarzyków. Nic dziwnego - jest jedna z niewielu osób w Polsce o tak różnorodnym i bogatym dorobku kolekcjonerskim. Uczestnicy spotkania w ramach wymiany otrzymali od pana Zbigniewa kalendarzyki ze specjalnej edycji „z dudkiem”, czyli wizerunkiem ptaszka o nazwie nawiązującej do nazwiska autora. Być może staną się dla kogoś inspiracją.