Z 25 lat swojego duszpasterzowania, 18 spędził ks. Czesław Leńczuk SDB na misjach w Zambii, Malawi i Zimbabwe, budując szkoły i ucząc zawodu setki młodych mężczyzn.
- Edukacja jest w Afryce bardzo ważna. Rządy starają się pomagać misjom, ale to od misjonarzy wiele zależy. Uczyłem młodych Afrykańczyków stolarstwa, elektrotechniki, rolnictwa, budowlanki, krawiectwa. Skąd to wszystko umiałem? Nie wiem. Chyba z asystencji Ducha Świętego - mówi z uśmiechem.
Te szkoły budował przez następnych kilkanaście lat w Zambii, później w Malawi i Zimbabwe, nie bacząc na przeszkody formalne, biurokrację i... malarię.
- Kiedy przyjechałem do Afryki, dawałem sobie 2-3 lata życia. Mój kolega z roku zmarł po 11 miesiącach. Pierwszy raz zapadłem na malarię jeszcze w Kenii. Najgorsza jej odmiana, malaria mózgowa, zaatakowała mnie w Malawi. Raz „przywiozłem” ją do Polski. Tu nie tak łatwo było ja rozpoznać, bo jak powiedziała lekarka, ostatni raz podczas I wojny światowej - wspomina salezjanin. Jednak we Wrocławiu udało się opanować chorobę. - Do Malawi wróciłem jak nowo narodzony - dodaje.
Swoją misjonarską epopeję zakończył w 2014 r. Ale czy to na pewno koniec afrykańskiego, subsaharyjskiego ewangelizowania? Ewangelizowania trwałego, bo zostawiającego swój ślad w postaci szkół i wykwalifikowanych pracowników. Nie wiadomo.
Jubileusz 25-lecia święceń kapłańskich ks. Czesław Leńczuk spędził w rodzinnym Sobinie. Wspólnota miejscowej parafii pw. św. Michała Arch. z proboszczem, ks. dr. Mariuszem Szymańskim, przygotowali mu nie lada przyjęcie. Ale najlepszym prezentem była „Margaretka” - duchowy dar stałej modlitwy siedmiu osób z parafii.
Na dziś, 17 kwietnia, kiedy mija 25 lat od święceń kapłańskich ks. Czesława, kapłan zaplanował swoją pielgrzymkę na Jasną Górę, aby Matce Bożej podziękować za dar powołania misyjnego, kapłańskiego i salezjańskiego.