Na to pytanie odpowiadano sobie podczas spotkania w... wiejskiej świetlicy. Gościem debaty w Suchej Górnej był dr Grzegorz Sobel z Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Większość miast dolnośląskich słynęła z jakiegoś specjału, który był ich szyldem, znanym tak miejscowym, jak i przyjezdnym. Dziś taki znak kulturowy nie istnieje i trudno będzie powiązać Wrocław, Legnicę i Jelenią Górę z jakimkolwiek specjałem kulinarnym - mówił dr Sobel.
- A takich było kiedyś bez liku: Liegnietzer Bombe, Breslauer Kümmelbretzel, Jauersche Biennenkorb czy Polkwitzer Bienenkoerbe - nazwy tych specjałów były czytelne i rozpoznawalne dla każdego Dolnoślązaka od Nysy Kłodzkiej po Nysę Łużycką - zapewniał.
Dr Sobel stara się ratować z tej spuścizny co się da. To dzięki niemu udało się odnaleźć recepturę wypieku kószki polkowickiej, którą dziś wypiekają m. in. pracownice Wiejskiego Ośrodka Kultury w Sobinie k. Polkowic. Podczas spotkania w Suchej Górnej o nieznanych dziś smakach przedwojennych miast dolnośląskich dowiadywała się młodzież szkolna.
- Tradycje kulinarne podtrzymują naszą tożsamość. Warto o nich pamiętać i warto praktykować - uważa Agata Zabiełowicz, uczennica Zespołu Szkół w Polkowicach. - Ważne, żeby odróżnić się od innych miast lokalnymi kulinariami. Smak może być znakiem rozpoznawczym tak samo jak herb - dodaje. Marcin Tatarynowicz z tej samej klasy uważa wręcz, że brak regionalnych potraw jest problemem.
- Odeszliśmy od dawnych tradycji, dlatego cieszę się, że są osoby, które się za to biorą - mówi z uśmiechem. Początkiem „brania się” za gastronomiczne tradycje mogły być warsztaty kulinarne prowadzone w tym samym miejscu przez Sylwię Biały z Lubina, znaną z telewizyjnych programów kulinarnych. Warsztaty nosiły tytuł „Postnie i młodzieżowo, czyli śledzik i...”.