- Jak to się zaczęło? Z naszej parafii odchodził ksiądz. W prezencie od wiernych dostał ikonę. Zakochałam się w świetle bijącym z oczu Maryi. Pomyślałam: a może ja spróbuję? No i spróbowałam! - opowiada Daniela Fabjanowska.
Podstaw uczyła się na rekolekcjach połączonych z warsztatami piania ikon, zorganizowanych w Świętej Puszczy w Olsztynie k. Częstochowy.
- Tam pierwszy raz usłyszałam o dwunastu warstwach i modlitwie do 12 apostołów, pigmentach, mieszaniu wina z żółtkiem, proporcjach, kleju no i... modlitwie - opowiada.
Dziś jej niewielki pokój pełen jest głębokich spojrzeń świętych, soczystych kolorów płaszczy i peleryn, złotego blasku koron i jakiejś pewności, że to miejsce jest domem dobrego.
Pod oknem biurko, na nim zaczęta praca. Obok pędzle, farby i modlitwy wypisane ręcznie na kartkach. Takie, które czyta się codziennie, a które przeszywają na wylot jak za pierwszym razem.
Ikony poustawiane są rzędem na wersalce, komodzie, wiszą na ścianach. Większość ma już swoich właścicieli.
- Ludzie bardzo potrzebują ikon - uważa pani Daniela i jest w jej cichym zapewnieniu jakaś siła. - I to nie chodzi o obrazek na ścianę. Jest teraz u ludzi taka przemożna chęć, żeby mieć w domu miejsce, z którego bije świętość. Nawet jeśli ktoś weźmie ikonę tylko dla obrazka, to przecież jak przechodzi tyle razy dziennie obok, to w końcu się pomodli - zapewnia.
Więcej w najbliższym wydaniu "Gościa Legnickiego".