W tym roku wypada jubileusz naszego pielgrzymowania do Matki Bożej na Jasnej Górze. Jak się kiedyś pielgrzymowało?
Piesza pielgrzymka legnicka zaczynała swoją historię bardzo mocno będąc związaną z pielgrzymką wrocławską. To tam przecież chodzili kapłani-przewodnicy grup, świeccy, tam uczyli się organizować przejścia porządkowi. Pierwsza legnicka wyruszyła co prawda z legnickiej katedry jednak z powodów organizacyjnych nie była jeszcze na siłach, by od początku do końca wędrować sama. Dlatego podjęto decyzję o połączeniu się na trasie z kolumną wrocławską. Dopiero drugiego roku tj. w 1993 roku wierni diecezji legnickiej szli już całą drogę pod sztandarem tylko diecezji legnickiej. W tamtym czasie należały do nas jeszcze m.in. parafie ziemi strzegomskiej, żarowskiej czy wałbrzyskiej. W historii pielgrzymowania zdarzył się jeden bardzo smutny rok, kiedy to podjęto decyzję o rezygnacji z trasy Legnica- Jasna Góra. W lipcu 1997 roku Dolny Śląsk spustoszyła ogromna powódź. O ile sam teren diecezji legnickiej został poważnie dotknięty o tyle tereny Oławy, Stobrawy, Radawia zostały doszczętnie zalane. Dlatego została podjęta decyzja, by iść przez trzy dni z Legnicy do Krzeszowa.
– To była dla mnie pierwsza pielgrzymka piesza. Mieliśmy iść z bratem po raz pierwszy i w sumie to właśnie skrócenie trasy sprawiło, że rodzice się zgodzili nas puścić. Obawiali się, że z Legnicy do Częstochowy będzie dla nas zbyt trudne. Jednak nawet ta trzydniowa pielgrzymka sprawiła, że się zachwyciłam taką formą rekolekcji. I od tego czasu idę kiedy tylko mogę – opowiada Aneta, wieloletnia pątniczka grupy nr 4. Wielu pytanych przeze mnie pątnikach wielu ruszało w drogę na Jasną Górę z wielkimi obawami.
- Na pielgrzymkę poszłam sama, bez znajomych, rodziny czy przyjaciół. Obawiałam się, że brak towarzystwa sprawi, że będę się czuć niekomfortowo, ale myliłam się. Mijają lata, a ja nabieram pewności, że atmosfera pielgrzymki pozostanie niezmienna i zachwyci jeszcze nie jedną osobę. Mnie pochłonęła całkowicie, bo w tym roku idę po raz trzeci, ale na pewno nie ostatni. Nie boję się trudności i przeciwności, bo to one sprawiają, że w oderwaniu od wszelkich wygód jesteśmy bliżej Pana Boga. Każdego dnia przechodzimy od 20 do 35, a nawet 40 kilometrów, ale po kilku pierwszych dniach, które są najcięższe, człowiek nie zwraca już uwagi na pęcherze i odciski, a raczej na ludzi dokoła, wspólne śpiewy i klimat. Warunki są dość wygodne, zwłaszcza w kwestiach higieny czy noclegu, bo możliwości są różne. Początkowo obawiałam się prosić o możliwość skorzystania z łazienki, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że w wielu domach pielgrzymi są postrzegani krytycznie. Przełamałam się, gdy zaczęłam poznawać ludzką życzliwość, bardzo obcą od tej, z którą spotykamy się na co dzień. Nauczyło mnie to wdzięczności i pokory, bo pielgrzymowi nic się nie należy, a mimo to brak pomocy nie jest mu znany- pisze do nas Natalia Wojdyła.
Są też tacy którzy pamiętają tę pierwszą w pełni legnicką.
- Na szlaku pielgrzymkowym byłam po raz pierwszy 1993 roku. Z tego, co pamiętam była to pierwsza samodzielna trasa z Legnicy, a ogólnie druga pielgrzymka legnicka. Szło się fantastycznie, buty tzw. welury na owe czasy były niezawodne, u mnie totalny brak odcisków. Podczas postojów można było kupić pieczywo. Chociaż pamiętam nasz pierwszy wieczór i dostawca chleba nie dojechał. Jadłyśmy żółty ser z dżemem, dla mnie wtedy pucha. Ogólnie w bagażu była puszka konserwy czy dżemu wyliczona na każdy dzień – mówi Ewa Kulesza.