Żeby przeżyć radośnie święta Bożego Narodzenia, trzeba koniecznie kupić karkówkę w promocji, a potem pędem po nowego smartfona, inaczej ominie nas "magia" świąt. Świąteczną radość podkreśli wszechobecne "jingle-bell" i wyrośnięty, czerwono-biały krasnal. A gdzie jest miejsce na Jezusa Chrystusa?
"Sprawca" tych świąt jest nieobecny. Raczej niepotrzebny firmom reklamowym. I wielu z nas, kupujących, przebierających w towarach, ulegających tej całej "magii". Można bez Niego jakoś przeżyć święta? Bożego Narodzenia?! No właśnie. Ta konstatacja już jakaś taka niewygodna. Przypomnienie niezręczne. Niepokój niepotrzebny. Tak fajnie już było. Beztrosko.
Znany aktor dyryguje chórem noworocznym. Chór znany, akademicki, szczeciński. Galowo ubrani panowie, wieczorowo odziane panie, śpiewają w rytm melodii świątecznej. Miło. Zimowo, a jednocześnie ciepło robi się na sercu. Boże Narodzenie w końcu. Za pasem. Tylko te słowa... jakieś inne. Zaraz, zaraz... A, żeby kupić pakiet telewizyjny. Koniecznie. Bez tego święta nie będą "magiczne". Boże Narodzenie znaczy.
A gdyby tak namówić tych znanych, czasami wierzących, i te kampanie, choć w części wypełnić treścią BOŻEGO NARODZENIA. Takiego, w którym Jezus Chrystus przychodzi na świat, a trąby anielskie graja "Gloria in excelsis Deo!". I przekaz, który mówi z telewizora: "Ludzie! Jeśli nie uwierzycie, nie będzie radosnych świąt!".
Czy można bez wiary przeżyć te święta? Nie można. Zrobili by to dla nas, ci znani z telewizora, wierzący czasami? Nie wiem, zapytam któregoś, jak spotkam. A póki co wiem, że do filharmonii już nie pójdę. Boję się chórów akademickich. Nie umiem odmawiać, a na nową platformę już mnie nie stać.