Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Na przekór etosowi

Od XIV do XVI w. terroryzowali wsie i miasta od Legnicy do Jeleniej Góry, a nawet Oławy. Najsłynniejsi, jak Hans von Zedlitz, przeszli do legendy.

Von Zedlitz był spokrewniony z innym rycerzem łupieżcą – Czarnym Krzysz- tofem. Obaj mieli na naszym terenie swoje zamki; von Zedlitz – w Godzieszowej, Czarny Krzysztof – w Olszanicy.

Takich jak oni było na naszym terenie co najmniej kilkunastu. Wszyscy byli synami najznakomitszych rycerskich rodów dolnośląskich; oprócz dwóch wymienionych pochodzili także z von Reibnitzów, von Tschirnów czy von Schaffgottschów. Jednak tylko z von Zeidlitzów aż trzech rycerzy parało się łupiestwem. Swoim procederem przeczyli etosowi rycerza bez skazy, powstałego i pielęgnowanego przez całe średniowiecze. Ale średniowiecze chyliło się ku końcowi. Coraz mniej było wypraw, coraz mniej łupów, za to coraz więcej bogatych miast zamkniętych za wysokimi murami. Rycerze rabusie napadali więc na karawany kupieckie, miasta, folwarki, a nawet na wsie. Zagarniali złoto i drogie przedmioty, ale nie gardzili bydłem czy kurami. Po napadach chronili się razem ze swoją drużyną w zamkach, takich jak Niesytno, Olszanica, Wleń, Chojnik, Godzieszowa, Płonina, Jawor czy Siedmickie Skały. Mimo że mordowali rzadko (tak przynajmniej mówią archiwa), to na miano Janosika czy Robin Hooda nie zasłużyli. Większość z nich kończyła żywot na stryczku lub pod katowskim mieczem. Jednak dziś ich postacie powracają na forum publiczne, dyskutowane nie tylko przez historyków, ale także nauczycieli i pasjonatów. Jak to się stało, że rycerze rabusie, znani do tej pory raczej z egzotycznych opowieści z tysiąca i jednej nocy, pojawili się na naszym terenie? Arkadiusz Muła, dyrektor Muzeum Regionalnego w Jaworze, wyjaśnia, że wszystkiemu winne były wojny husyckie i związane z tym słabość miejscowych książąt oraz niewydolność sądownicza. – Tam, gdzie władza zwierzchnia nie mogła sprawować kontroli nad administrowanym przez siebie terenem, dochodziło do ekscesów, których „bohaterami” byli także rycerze, uznawani w historiografii za wzór cnót – mówi. Konkretnych powodów słabości ówczesnych władców jest kilka. Do najważniejszych należały trwające od końca XIV w. najazdy husytów. – Ich postępowanie można porównać z tym, co działo się na Wołyniu w 1943 r. – uważa A. Muła. – Skali zezwierzęcenia dokonywanych zbrodni nie można było wtedy z niczym porównać. Książęta, zajęci ratowaniem struktur państwowych, nie mieli ani sił, ani czasu zajmować się rycerzami rabusiami – wyjaśnia. Kolejną sprawą było stałe bogacenie się miast. – To był okres narodzin mieszczaństwa, które swój dobrobyt opierało m.in. na rzemiośle i handlu. To wtedy powstają w całej Europie kupieckie hanzy, czyli związki miast zajmujących się handlem. Handel z kolei polegał na transporcie towaru z jednego miejsca na drugie. Napady na karawany kupieckie stały się więc głównym źródłem utrzymania rycerskich band – opowiada A. Muła. Te dogodne dla rabusiów z rycerskimi herbami warunki trwały przez całe XV i XVI stulecie. Właśnie w tym czasie na scenie wydarzeń historycznych naszego regionu pojawiają się m.in. Czarny Krzysztof i Hans von Zedlitz. – Obu warto wyróżnić, bo są to postacie najlepiej obecnie opisane, o których najwięcej wiemy. Czarnym Krzysztofem zainteresowali się przed kilku laty członkowie Stowarzyszenia Archeo – wydali o nim komiks, który cieszył się ogromną popularnością wśród młodzieży. Zaś w ubiegłym roku na legnickim rynku odbyła się inscenizacja stracenia Czarnego Krzysztofa. Tak bowiem z reguły kończyli swój awanturniczy i pełen przygód żywot rycerze rabusie – władztwo książęce w końcu wygrywało. Jednak ten proceder trwał bardzo długo. Proszę zauważyć, że pierwsi rycerze rabusie pojawili się u nas pod koniec XIV w., a ostatni łupili okolice aż do końca wojny trzydziestoletniej – zaznacza dyrektor jaworskiego muzeum. Temu miastu szczególnie bliska jest postać Hansa von Zedlitza. Dopiero niedawno natrafiono na jego ślad w księgach metrykalnych kościoła pw. św. Marcina. Potem udało się ustalić, że archiwum archidiecezjalne we Wrocławiu ma jego akt zgonu. Hansa von Zedlitza pochwycono w 1585 roku. Przewieziono do Jawora, gdzie trafił do lochu głodowego wieży przy dzisiejszej ul. Strzegomskiej. Po kilku dniach szybkiego procesu kat ściął mu głowę mieczem. Wszystko odbyło się nocą, w tajemnicy przed mieszkańcami. Ciało von Zedlitza pochowano, również skrycie, na cmentarzu ewangelickim pod murami klasztoru benedyktynów. Klasztor benedyktynów jaworskich to dziś... Muzeum Regionalne, a miejsce po cmentarzu to skwer przed budynkiem. – Mamy podstawy sądzić, że gdzieś tu, pod naszymi stopami, spoczywa jeden z ostatnich na Dolnym Śląsku rycerzy rabusiów – mówi A. Muła. We wnętrzach muzeum zainstalowano już wystawę poświęconą tym kontrowersyjnym postaciom. Znalazł się tu m.in. katowski miecz, którym von Zedlitzowi ścięto głowę. Ale wystawa to nie wszystko. Temat ten ma być wkrótce przedmiotem zajęć edukacyjnych dla szkół oraz pokazów w wykonaniu grup rekonstrukcyjnych. Planowane jest także otwarcie szlaku turystycznego szlakiem zamków rycerzy rabusiów. – Mamy ogromny potencjał historyczny. Dlaczego go nie wykorzystać? – pyta A. Muła. Na kanwie zbójców rycerzy swoje projekty promocyjne od dawna budują gminy w Szkocji, we Włoszech, w Austrii oraz Szwajcarii.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy