W 1816 r. G Hartig po raz pierwszy puścił w ruch mechanizm zegara wieżowego w Polkowicach. Zdaniem ekspertów ten egzemplarz to biały kruk wśród zegarów.
Wewnątrz wieży jest ciasno. Z trudem udaje się tu wcisnąć dorosłemu mężczyźnie. Ale poczucie ciasnoty staje się względne, kiedy zobaczy się zagęszczenie wykonanych z zegarmistrzowską dokładnością, pouciskanych wokół siebie urządzeń mechanizmu.
Skomplikowana maszyneria nie tylko porusza wskazówkami, ale także o odpowiedniej porze wprawia w ruch kuranty - kwadransowe, półgodzinne i godzinne. W ten sposób w 1816 r. połączono średniowieczną tradycję ratusza z nowożytnymi czasami. Patrząc dziś na zegar okiem laika, wydawać by się mogło, że są takich dziesiątki w całej Polsce. Nic bardziej mylnego.
- Ten zegar to rarytas, biały kruk - zapewnia Michał Olejniczak z firmy „Czas na wysokości”, zajmującej się konserwacją zegarów wieżowych. Jak wynika z dokumentów konserwatorskich, mechanizm który od dwóch wieków odmierza czas mieszkańcom miasta zbudował Gotlieb Hartig, zegarmistrz z Nowej Soli.
Do wykonania swojego dzieła posłużył się - jak drobiazgowo opisują źródła - stalą, mosiądzem i… piaskowcem. Ciekawostką jest to, że znawcy tematu - historycy i zegarmistrzowie, nie kojarzą Gotlieba Hartiga wśród twórców tamtej epoki. Jak to wytłumaczyć?
Więcej na temat zegara z Polkowic w 40. numerze "Gościa Legnickiego".