Ks. Przemysław Superson o podsumowaniu Światowych Dni Młodzieży i o tym, co teraz.
Jędrzej Rams: Z jakim sercem ksiądz wrócił z Warszawy ze spotkania w siedzibie Episkopatu Polski, na którym podsumowywaliście Światowe Dni Młodzieży w Krakowie?
Ks. Przemysław Superson: Wracam z pewnym znakiem zapytania. Co zrobić dalej, by ŚDM nie były końcem, pewnym odbytym i zakończonym wydarzeniem. Żebyśmy po latach nie mówili o nich w kategoriach podsumowania, ale raczej w kategoriach początku czegoś dobrego. Żeby stały się impulsem do działania. Wracałem, myśląc, jak to teraz przekazać młodym ludziom.
Co najlepiej podsumowuje Światowe Dni Młodzież? Fakty? Liczby? Wydarzenia?
One na pewno w jakiś sposób odzwierciedlają rzeczywistość, którą mieliśmy podczas ŚDM. Nie pamiętam wszystkich zaprezentowanych slajdów, ale na pewno padła liczba 1 mln młodych katolików, którzy zaangażowali się w przygotowanie campusów w poszczególnych diecezjach. Kilkanaście tysięcy kilometrów pokonały w wielkiej peregrynacji krzyż oraz ikona - symbole ŚDM. Były w tysiącach miejsc, dotarły do np. szkół czy zakładów pracy i tam ludzie mogli jeszcze raz usłyszeć o Panu Jezusie. Ponad 100 tys. ludzi z całego świata przyjechało do naszego kraju. Badania opinii publicznej pokazały, że wydarzenie w Krakowie spowodowało m.in. wzrost zaufania do Kościoła i do młodych ludzi! Wszystko to teraz jako owoc musi dojrzewać. Teraz musimy dać się prowadzić Ojcu Świętemu i jeg słowu. Fajnie wspominamy to co przeżyliśmy w Legnicy czy w Krakowie, gdy sobie tak siedzimy na kanapie, o której mówi Franciszek, a przecież my teraz musimy ubrać buty wyczynowe i w pójść w świat z Ewangelią…
Czy ten 1 mln zaangażowany pokazuje, że coś drgnęło w polskim Kościele w kontekście młodzieży? Czy może raczej pokazuje, że Kościół nie zagospodarowuje na co dzień tej przestrzeni?
Pokazuje, że powinnyśmy być odważni. Okazało się, że organizatorzy podjęli się wielkiego ryzyka. Głosy z zewnątrz nieustannie mówiły, że to spotkanie nie będzie udane – będzie małe, skromne, mało liczne, będzie realne niebezpieczeństwo zamachów. A to co się wydarzyło było diametralne różne od tych przewidywać i to jest chyba najlepsza lekcja, że z Panem Bogiem trzeba być odważnym. Po to On dał nam te wszystkie narzędzia w postaci talentów, że po prostu musimy pełną piersią korzystać. A to chwyci! Nie ma co się bać, musimy być odważni!
Czy te wydarzenia, ten ludzki sukces i sukces wewnętrznego doświadczenia żywego Kościoła odczuł ksiądz też u nas w diecezji legnickiej podczas „Dni w Diecezjach”?
Jak byłem już w Krakowie podczas centralnych uroczystości, nieustannie musiałem odbierać telefony od osób z naszej diecezji, którzy poruszeni tym, co widzieli w Legnicy i w mediach relacjonujących z Krakowa, nagle zapragnęli przyjechać do by spotkać się z młodymi w Krakowie i z papieżem. I dzwonili pytali: jak, gdzie, kiedy, za ile. Mówiłem: „wsiadajcie w pociąg i wszystko w waszych rękach”. Ojciec Święty ich pociągnął swoim nauczaniem. Coś drgnęło – młodzież coś chce robić. Stąd też i ostatnie sierpniowe i wrześniowe spotkania z byłymi wolontariuszami campusu Legnica. To oni nas, księży zaangażowanych w dzieło ŚDM, ciągnęli i mówili: „my chcemy coś więcej”.
Mówimy o młodzieży w poszczególnych kampusach naszej diecezji?
Tak, ona okazała nie tylko chętna do pracy ale po prostu wspaniała. Młodzi ludzie pokazali że chcą być przy Kościele, że działają, ewangelizują, potrafią czynić dzieła miłosierdzia. Myślę, że teraz potrzeba tylko impulsu od nas, duszpasterzy który pociągnie ich dalej.
Jest miejsce dla młodych przy Kościele, przy parafii?
Te wszystkie organizowane przez ostatnie dwa lata wydarzenia no i samo spotkanie w diecezjach i Krakowie pokazały, że Kościół jest młody. Że młodzież w Kościele ma wiele do zaoferowania. Ona daje mu żywotność.