- W krzyżu jest nadzieja. Coś o tym wiem - mówił Stefan, witając niezwykły krzyż, który peregrynuje między ośrodkami dla bezdomnych.
Jeleniogórska fara czyli kościół pw. św. Erazma i Pankracego na kilka godzin stał się stacją peregrynacji krzyża św. Jana Pawła II. W ten sposób rozpoczęło się świętowanie 35. lecia istnienia w Polsce Towarzystwa Pomocy im. św Brata Alberta. Zajmuje się ono niesieniem pomocy osobom wykluczonym społecznie tj. bezdomnym, biednym czy też kobietom potrzebującym schronienia. W naszej diecezji istnieją dwa koła tej organizacji: w Jeleniej Górze oraz Zgorzelcu.
Krzyż ruszył w podróż po Polsce na początku tego tygodnia z Wrocławia. W każdym miejscu spędza jeden, dwa dni. Po odwiedzeniu kilkudziesięciu miejsc zakończy podróż pod koniec grudnia br. Z kolei Konferencja Episkopatu Polski ustanowiła Rok Świętego Brata Alberta w okresie do 25 grudnia 2016 r do 25 grudnia 2017 r., jako że 25 grudnia br. przypadnie 100. rocznica śmierci patrona Towarzystwa.
- Bezdomność kojarzy się z krzyżem. Jest wielkim krzyżem. Chociażby ostatnie wizyty papieża Franciszka w różnych schroniskach dla bezdomnych, gdzie podkreśla ich cierpienie, wielkość krzyża. Myślę, że to jest krzyż dla wielu. Paradoksalnie z niego, jak wiemy, płynie też nadzieja. Dlatego witamy go w naszych placówkach - mówił Bogusław Gałka, prezes jeleniogórskiego koła.
W uroczystości powitania krzyża, jego adoracji i uczczeniu wzięło udział wielu jeleniogórzan. Wśród nich, kilkudziesięciu bezdomnych. Jednym z nich był Stefan, który w jeleniogórskim schronisku mieszka już 12. rok, zaś osobą bezdomną jest od 1977 roku
- Wzruszająca chwila - mówił nam Stefan, jeden z podopiecznych miejscowego schroniska Towarzystwa. - Przypomniały mi się chwile umierania św. Jana Pawła II. Pomyślałem sobie wręcz, że czuję się, jakby mi ktoś obcy odszedł - mówił mężczyzna.
Krzyż, który adorowano w stolicy Karkonoszy to ten, który wisiał w prywatnych apartamentach św. Jana Pawła II i który on trzymał w swoich ramionach podczas ostatniej, pamiętnej drogi krzyżowej, gdy papież nie mógł już brać udziału. Sam krzyż został wyrzeźbiony przez zdolnego rzeźbiarz samouka, dla swojej po wypadku sparaliżowanej żony, która patrząc na niego mogła bardziej łączyć się w swym cierpieniu z ukrzyżowanym Chrystusem, a potem został on ofiarowany Ojcu Św. przez pielgrzymów z tej miejscowości.