Od 9 czerwca można oglądać wystawę zdjęć rynków dolnośląskich miast, które częściowo lub w całości już nie istnieją. Fotografie z lat 50. ub. w. przygotował legnicki oddział Archiwum Państwowego we Wrocławiu.
Wystawa to z jednej strony próba pokazania, jak wyglądały dolnośląskie miasta niedługo po II wojnie; z drugiej jest wyrzutem sumienia pokazującym, ile substancji zabytkowej zostało zmarnowanej.
Na ekspozycję składa się ok. 60 fotografii. Posegregowane, powiększone i wpisane przez zręcznego grafika w treść współczesnych fotografii tych samych miejsc. W większości przedstawiają okolice rynków dolnośląskich miast: Głogowa, Legnicy, Lubina, Złotoryi...
Na ogół tchną nostalgią i ciepłem ciasno zabudowanych, brukowanych ulic. Zabierają w podróż do lat 50. ub. w., kiedy na miejskich ulicach powszechne były wozy konne, a nie mrowie samochodów. Po dokładnym przyjrzeniu się fotografiom widać, że okres kilku czy kilkunastu lat po zakończeniu wojny odcisnął swe piętno na zabudowie.
- Widać, że domy są zapuszczone, niektóre zniszczone, może opuszczone - uważa Edyta Łaborewicz, kierownik legnickiego Archiwum. Ludzie po wojnie nie dbali o poniemieckie dobro, a władza ludowa chętnym okiem patrzyła na upadające kamienice.
Liszajowate, zdewastowane i rozkradzione przykłady „burżuazyjnej przeszłości” łatwiej było wtedy skazać na budowlany wyrok śmierci. Tak zniknęły m. in. starówki Legnicy i Lubina. Wiele złego zrobili pijani żołnierze sowieccy, podpalających kolejne miasta po drodze do Berlina. Prawda jest jednak nieco inna.
- Większość strat zabytkowej zabudowy starówek to lata 60. i 70., za wiedzą, zgodą i często na polecenie władzy ludowej - mówi E. Łaborewicz. Robiono to tym łatwiej, że dla władz komunistycznych XIX-wieczne kamienice nie były w ogóle zabytkami, a postępująca dekapitalizacja wymagałaby wielkich funduszy na remonty „poniemieckich” budynków.
Więcej w 24. numerze "Gościa Legnickiego".