- On jest porażony tym, co tutaj widzi - mówi ks. Grzegorz o Piotrze, współpielgrzymie, w kontekście dobroci, jaka spotyka ich od napotkanych ludzi.
On, czyli Piotr, dołączył do ks. Grzegorza Niwczyka przed kilkoma dniami. Zastąpił na kilka chwil Daniela, który musiał wrócić do Polski, do pracy. I ci nasi dwaj pątnicy idący z Jeleniej Góry do Rzymu właśnie wkraczają do Włoch.
Gdy rozmawialiśmy wczoraj z ks. Grzegorzem Niwczykiem, proboszczem parafii pw. Matki Bożej Królowej Polski i św. Franciszka z Asyżu w Jeleniej Górze, byli właśnie na dzień drogi przed austriacko-włoską granicą. Za nimi, bagatela, prawie 700 kilometrów pieszej wędrówki przez Czechy, Niemcy no i właśnie Austrię. To praktyczne połowa zaplanowanej trasy. Przed nimi „już tylko” kolejne 700 km do Rzymu przez m.in. Bolonię i Asyż (z grzecznościową wizytą u patrona jeleniogórskiej parafii czyli św. Franciszka).
- Na tę chwilę wszystko pokonaliśmy na własnych nogach. Jeżeli ktoś ma problemy z wiarą w Opatrzność Bożą, to warto wybrać się na taką pielgrzymkę. Tutaj widzi się ją w całości – mówi ks. Grzegorz. – Czy ja miałem problem z wiarą w Opatrzność. Nie. Ja nie miałem, ale się w niej utwierdziłem – dodaje i kto zna ks. Grzegorza wie, że wybucha radosny śmiechem.
Opowieściom z trasy nie ma końca. A to że szli przez trzy dni po 30 kilometrów, a z nieba lał się rzęsisty deszcz („gdybym mógł wówczas sam na siebie popatrzeć z boku, to pewnie bym się wzruszył swoim widokiem” komentuje z właściwym sobie poczuciem humoru ks. Grzegorz), to rozmowami z napotkanymi ludźmi, noclegami u sióstr zakonnych, które bały się „obcych” a potem przepraszały, że dają tylko chleb i masło na śniadanie, ale jest piątek („tłumaczyliśmy, że u nas w Polsce też jest właśnie piątek, i też pościmy”), o Polaku, który zainteresował się ich polskimi flagami na ich plecakach i ostatecznie pomógł naprawić im samochód, polskiej misji katolickiej w której urzędowali akurat Chorwaci („zaangażowali się tak bardzo, że po jakimś czasie gdy ta pomoc okazała się już zbyteczna, dalej chcieli pomagać”), życzliwością okazywaną przez miejscowych.
- Idziemy sobie wczoraj drogą, którą pierwotnie planowaliśmy. Podeszło do nas starsze małżeństwo pytając kim jesteśmy. Wręczyliśmy im ulotkę w języku niemieckim, a niej jest wszystko: jaki jest cel naszej pielgrzymki, kim jesteśmy. Bardzo życzliwie zachęcili, żebyśmy się cofnęli, bo jest inna droga, o wiele bardziej przyjemna, wzdłuż rzeki Inn. Faktycznie warto było tamtędy pójść. No to zmieniliśmy kierunek i idziemy i się modlimy. Chcąc odpocząć postanowiliśmy zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Poprosiliśmy więc napotkaną panią, która akurat przechodziła. I wywiązała się rozmowa, gdzie i skąd, po co. Ona w tym momencie zaczęła się pytać, ile jeszcze dzisiaj przed nami i gdzie będziemy spać wieczorem. Poradziła nam, że jest obok miejscowość i klasztor a w nim ksiądz Matheus. I chyba nawet jest Polakiem a zna go, bo motorem przyjeżdża do nich na Mszę Świętą. Pojechał tam nasz człowiek w samochodzie i co się okazało? Trafiliśmy na nocleg do klasztoru karmelitów bosych Reisach. Mieszka tam 4 zakonników, Polaków! Zostaliśmy pięknie ugoszczeni. To są ludzie pełni życia, zaangażowani w miejscowe życie. Niemcy ich bardzo dobrze odbierają – opowiada ks. Grzegorz.
Warto w tym miejscu dodać, że pątnicy idą, po pierwsze, będąc ubezpieczani przez towarzyszący im samochód, a po drugie - nie do końca planują, gdzie będą spać następnego dnia. To jak podkreśla ks. Grzegorz, odróżnia ich wędrówkę od tych, które dotychczas praktykował w Polsce. A tych ma w życiorysie prawie 20.
- Tutaj żyjemy wiarą w Opatrzność Bożą. W Polsce pątnik wie, gdzie i jak będzie nocował, jest tam cała otoczka logistyczna. Piesza pielgrzymka w Polsce jest bardzo opiekuńcza nad pielgrzymem. Tutaj sami musimy się troszczyć o siebie. Nie wiemy, gdzie będziemy spali. Na pewno tutaj można nauczyć się pokory. Bo bez wewnętrznej pokory, nikt nie zwróci się do nikogo obcego o pomoc, prawda? - pyta retorycznie kapłan.
- Ta pielgrzymka to jedna z najważniejszych rzeczy w moim życiu. Cieszę się, że do niej doszło. Dziękuję Danielowi, bo bez niego bym chyba się nie wybrał. No, i Piotrkowi, który do mnie dołączył. On to dopiero jest mocno porażony tym, że można przeżywać tak takie piękne spotkania i zdarzenia. Świat jest coraz piękniejszy, bo spotyka się co rusz ludzi, którzy bezinteresownie chcą pomagać. To daje nadzieję - mówi ks. Grzegorz Niwczyk.
Pątnicy planują dojść do Rzymu na 10 maja. Biorą pod uwagę, że termin może ulec zmianie, bo przed nimi jeszcze połowa trasy.