Po kilkunastu latach nieobecności znowu zobaczymy tam czarno-białe habity.
Możemy dzisiaj zdradzić, że od kilku miesięcy trwała wymiana mejli i telefonów z cystersami w Wąchocku w sprawie powrotu zakonników na dolnośląską ziemię.
Z tego, co udało się ustalić, cysterskie klasztory przeżywają zatrzęsienie nowych powołań, dlatego przełożeni postanowili wrócić na dawne miejsca swojej pracy duszpasterskiej. Wśród kilku wytypowanych przez nich miejsc były Krzeszów i Lubiąż.
Niestety, ze względu na ogrom potrzebnych inwestycji, Lubiąż odpadł. Pozostał Krzeszów, który jest już odremontowany i rozwinięty duszpastersko. Cystersi nie musieliby nic remontować, a zajęliby się wyłącznie pracą duszpasterską. Dodatkowym argumentem jest ich wielowiekowy związek z tym miejscem.
- Jest pewien casus prawny, który mówi, że dane miejsce należy do zakonu do 100 lat od śmieci ostatniego zakonnika. Co prawda ostatni cysters zmarł w 1852 roku, ale niejako ich prawa przejęli benedyktyni. Ci, jak wiadomo wyjechali stąd dopiero do II wojnie światowej - mówi Grzegorz Żurek, kierownik ds. sanktuarium.
Ważnym argumentem powrotu jest trwający Rok Miłosierdzia, podczas którego opat generalny apelował do zakonników o odnowę charyzmatu zakonu. W obszernych klasztornych korytarzach w Krzeszowie ma się znaleźć miejsce dla nowicjuszy z terenu całej zachodniej Polski, Czech oraz wschodnich Niemiec.