Czyściutkie koszule, woda ze źródła na wschodzie i... nieme dziewczęta. Druga część trzydniowego cyklu przybliżającego serbołużyckie tradycje wielkanocne.
Wielka Sobota to dzień przeznaczony dla piekarzy. Zarówno tych domowych, jak i rzemieślników, zaopatrujących w świąteczne plecione bułki i pierniki całe miejscowości.
- W Wielką Sobotę piekę wielkanocny kołacz. A dla każdego chrześniaka przygotowuję dar: po jednej plecionce i jednym wielkim pierniku, i dla każdego datek na książeczkę oszczędnościową - mówi Leńka Nowakowa.
Sobota to także dzień przygotowywania odświętnych strojów ludowych. Na ich temat napisano już tomy pełne zachwytów nad kolorem i formą tej najbardziej chyba rozpoznawalnej cechy łużyckiej ludowości. Bajecznej urody zapaskom, krajkom i kubrakom towarzyszą nieodzowne czepki, inne w każdym z łużyckich regionów.
Po nakrochmaleniu i wyprasowaniu śnieżnobiałych koszul, czas na kąpiel. - Każdy chce uczcić święto wielkanocne w całkowitej czystości ciała i duszy - wyjaśniają Serbołużyczanie. Służy temu także zwyczaj „jatšowa woda”. Dziewczęta i kobiety przynoszą wodę wprost ze źródła. W drodze milczą.
Wody należy zaczerpnąć tam, gdzie płynie ona z kierunku wschodniego. Chłopcy próbują wystraszyć dziewczęta i sprowokować je do mówienia. Jednak wtedy woda straciłaby swoją moc i uzdrawiające działanie. Która z dziewcząt przynosi do domu taką „wodę paplających”, jest przedmiotem pośmiewiska.
Wodę wielkanocną wykorzystywano później także do polewania napotykanych ludzi i skrapiania bydła.