Prof. Zbigniew Dziubiński nie kryje, co myśli o roli sportu w wychowaniu.
Jędrzej Rams: Lubin przez trzy dni będzie gościł uczestników niezwykłego wydarzenia. Dlaczego spotykacie się w tym mieście, wy, sportowcy salezjańscy?
Prof. Zbigniew Dziubuński: Jest wiele jubileuszy i wiele powodów, dla których spotyka się dzisiaj salezjańska, sportowa Polska. Świętujemy 25-lecie SCS Amico Lubin. Świętujemy 25 lat pracy tego stowarzyszenia salezjańskiego na rzecz dzieci i młodzieży w wymiarze sportowym. Poza tym to są XX Ogólnopolskie Igrzyska Młodzieży Salezjańskiej w futsalu. Tu wszystko się zaczęło. Tu zaczęła się piłka nożna w wydaniu salezjańskim. Byłem tu 25 lat temu. Cieszymy się, że jest SCS Amico i że pięknie pracuje. Jednocześnie jest to praca z dziećmi i młodzieżą, która przyjechała z całej Polski.
Czy sport dla salezjańskiej duchowości jest tylko dodatkiem, czy raczej niezbywalną częścią?
Przygotowałem monografię na ten temat, ponieważ księża salezjanie też mają wątpliwości i zadają sobie to pytanie. Dzisiaj salezjanie bez sportu, będącego jednocześnie instrumentem, ale i wartością samą w sobie, byliby bezradni. Odeszłaby ta część całego systemu wychowawczego, która odgrywa niezwykle istotą rolę. Sport jest integralną, komplementarną częścią wychowania dzieci i młodzieży. Nie można powiedzieć, że dlatego organizujemy zajęcia sportowe dla dzieci i młodzieży, by ich przyciągnąć, realizować inne cele. Oczywiście, inne cele też chcemy realizować, ale cele stricte sportowe są równie istotne i ważne. Gdybyśmy tak działali, że traktowaliśmy sport jako coś, co tylko przyciąga młodzież, ale nie bylibyśmy autentyczni, stawalibyśmy się śmieszni. Narażalibyśmy się na to, że inni patrząc na nas, stwierdzaliby, że jesteśmy nieautentyczni.
Czy w ciągu tych 25 lat działania SCS Amico Lubin i SALOS RP spotkał Pan wychowanków, którzy daliby świadectwo, że sport u salezjanów pchnął ich życie w dobrym kierunku?
Przykładów jest wiele. Nasi wychowankowie po tych 25 latach są dorosłymi ludźmi. Są to ojcowie i matki. Są to osoby zajmujące wysokie pozycje zawodowe i społeczne. Ostatnio na spotkaniu w Warszawie, podczas jednego sympozjum Wojciech Waldowski, prezes zarządu Polskiego Związku Tenisa Stołowego, dał świadectwo najpiękniejsze z najpiękniejszych. Mianowicie opowiedział historię o tym, jak wychowywał się u salezjanów we Wrocławiu przy ul. B. Prusa. Jak tam po raz pierwszy odbijał piłeczkę celuloidową, uczył się gry w tenisa, ale jednocześnie odbierał lekcję życia. Tam przygotowywał się do życia w społeczeństwie, do życia w kulturze i życia w Kościele...
Czytaj także: