W uroczystość Objawienia Pańskiego Kościół w Polsce przeżywa również Kolędników Misyjnych, czyli specjalną zbiórkę pieniędzy na rzecz misjonarzy i misji. W tym roku głównym celem ogólnopolskiej zbiórki jest wsparcie projektów na Madagaskarze.
Z diecezji legnickiej kilka osób pracowało już na Czarnym Lądzie. Obecnie w Tanzanii pracuje siostra Monika Nowicka CSSE (elżbietanka). Poprosiliśmy ją by opisała nam niedawne przygotowania do Bożego Narodzenia, oraz sposób ich przeżywania tam, daleko pod równikiem. Oto jest opowieść. Może ona zachęci do wsparcia dzieł misyjnych?
Boże Narodzenie, Maganzo 2015.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Wiele osób pytało mnie w tym roku o przygotowanie do Świąt Bożego Narodzenia i same Święta w Tanzanii. Ogólnie można powiedzieć, że zarówno Adwent jak i Boże Narodzenie nacechowane są ubóstwem we wszystkich wymiarach. Jedynie przyroda jest w pełnym rozkwitu bogactwie pory deszczowej. Wszystkie rośliny rosną, kwitną i owocują w zawrotnym tempie, a stałym elementem krajobrazu są ludzie z dużymi motykami – jembe, idący na pole. Pracują wszyscy- od najmłodszych do najstarszych. Szczególnie ciekawym widokiem są uczniowie w szkolnych mundurkach, którzy sumiennie wykonują w polu swój uczniowski obowiązek. Grudzień jest też miesiącem, kiedy uczniowie przygotowują się do rozpoczęcia szkoły średniej. Oczywiście, tak jak w Polsce, przygotowanie wymaga zakupu ubrań i przyborów szkolnych. Wiele dzieci, chciałoby kontynuować naukę, ale z powodu braku pieniędzy edukacja często kończy się na szkole podstawowej lub ewentualnie na państwowej szkole średniej, o bardzo niskim poziomie. Dzięki życzliwości i hojności wielu ludzi z Polski udaję się pomóc choć części najzdolniejszej młodzieży z naszej wioski Maganzo w zakupie szkolnej wyprawki i opłaceniu czesnego w szkołach prywatnych.
W tym roku przed Świętami otrzymałyśmy także od darczyńców kredki, farby, gry i zabawki dla przedszkolaków. W trzecią niedzielę Adwentu – niedzielę radości zaprosiłyśmy dzieci do zabawy otrzymanymi prezentami. Reakcje na zabawki były różne – od strachu, przez zdziwienie po zachwyt. Właściwie żadne dziecko nie wiedziało jak się bawić. Pokazywałyśmy chłopcom jak się jeździ samochodami, a dziewczynkom, co można zrobić z lalką i misiem. Myślałam wtedy o naszych polskich dzieciach i prezentach pod choinkę, a także o nas dorosłych.
Aniołki bożonarodzeniowe arch. s. Moniki Nowickiej Czy tak łatwo nam się ucieszyć z tego co mamy i z tego co dostajemy? Czy nie myślimy o tym, czego nam ciągle brakuje? Kiedy patrzyłam na dziecko, które na trzy godziny dostało misia do zabawy, robiłam sobie rachunek sumienia z tego, co mam i ze sposobu jak użytkuję rzeczy. Następnego dnia przyszła do naszego domu dziewczynka, która chciała rysować, ponieważ, jak zdecydowana większość dzieci w domu nie ma kartek ani kredek. Patrzyłam na to co rysuje i dziwiłam się, że nie są to wyszukane wyobrażenia, czy krajobrazy. Były to po prostu rzeczy, które chciałaby mieć: ładny długopis, szafka z książkami, zabawki i ryba do jedzenia - czyli nadzieja zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. Jest wtedy szansa na lepsze jedzenie – jedno danie w prawdzie, ale lepsze, bo składające się z ryby lub mięsa, ryżu i podobnej do naszej botwinki mcichi. W tym momencie przypomniała mi się Weronika, dziewczyna, która przyszła do nas kilka dni wcześnie, żeby dać nam w prezencie worek mango. Ją oraz jej młodszego brata wychowuje jedynie babcia, która nie ma żadnych dochodów. Weronika przez dwa dni pracuje na cudzym polu, żeby dostać 1 kg mąki kukurydzianej. Pomimo trudności nie skarży się na swój los i przynosi dla nas mango.
O wielu takich historiach mogłabym pisać, które są tu bardzo codzienne i nienadzwyczajne, ale wspominam o nich tyle po to, żeby budzić współczucie, ale powiedzieć też, że można mieć niewiele i być szczęśliwym i że można się dzielić nawet kiedy ma się niewiele.
Podobnie jak życie tak i liturgia tutejszego Kościoła jest bardzo uboga. Nie ma Rorat, pieśni adwentowych jest zaledwie kilka, podobnie jak kolęd.
Dla kontrastu z europejskim przepychem świątecznym, jedna mała, łysa plastikowa choinka pojawia się na kilka dni w kościele, ku wielkiej radości wszystkich dzieci. Oczywiście nam Polkom brakuje „klimatu” i z sentymentem nucimy polskie kolędy, myślimy o śniegu i choinkach, ale z drugiej strony zadajemy sobie pytanie, czy to nie jest właśnie nasz misjonarski obowiązek przyczynić się do rozwoju tradycji świątecznych w Tanzanii. I w tych różnych dylematach trwamy w duchowej łączności i modlitwie z ludźmi wokół nas, a także z tęsknotą z bliskimi w Polsce, z Rodzinami, Siostrami, przyjaciółmi.
s. M. Monika Nowicka