- Gdy jechali, zachowywali się, jakby byli na wycieczce. Gdy wracali, atmosfera była diametralnie inna. Mówili, że nigdy nie przeżyli tak wielkiego doświadczenia patriotyzmu - opowiada o harcerzach i ich przeżywaniu Dnia Niepodległości w Wilnie bolesławianka Barbara Smoleńska, prezes Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w tym mieście.
Jędrzej Rams: W Bolesławcu trwa bożonarodzeniowa zbiórka darów dla Polaków na Kresach Wschodnich. Skąd pomysł?
Barbara Smoleńska: Akcja wiąże się nierozłącznie z inicjatywą „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”. W tym roku wzięliśmy w niej udział już po raz czwarty. Głównym jej punktem jest, oczywiście, wakacyjny wyjazd na Kresy Wschodnie II RP, by porządkować tamtejsze nekropolie. My za cel obieraliśmy głównie Sieniawę, Kołodno, Opryłowce i Zbaraż. Zajęło nam to 10 dni. Ale to nie wszystko, akcja trwa bowiem cały rok. Przykładowo w Bolesławcu przez cały październik zbieraliśmy znicze w ośmiu szkołach i dwóch przedszkolach. Zebraliśmy około 1600 zniczy, które trafią na posprzątane cmentarze. Od listopada zaś do połowy grudnia zbieramy dary dla Polaków, którzy pozostali w tamtych rejonach. Wyruszymy z nimi 26 grudnia, w II dzień świąt Bożego Narodzenia, i wrócimy tuż przed sylwestrem.
Do jakich Polaków trafią te paczki?
Paczki trafiają do osób, z którymi mamy kontakt podczas wakacji. Umawiamy się, że jedziemy do Zbaraża i Sienawy. Z tym, że w Sieniawie już byliśmy, w tamtejszej szkole.
Polskiej?
Nie, akurat jest szkołą ukraińską. Mieszkańcami są głównie Ukraińcy i Łemkowie. Ci ostatni w ramach akcji Wisła zostali przesiedleni na tamtą stronę Bugu. Rodzin stricte polskich jest może trzy. W sumie to zdarza się, że mówię, iż jedziemy pomagać Polakom, ale czasami pomoc wykracza poza Polaków. I dobrze.
Życie jednak przyniosło pani coś więcej...
Tak, tak było z Sieniawą. Myślałam: „Po co ja tam jadę?”. Nikt nigdy nie chodził na ten cmentarz. Był zarośnięty. Pojechaliśmy tam przypadkiem w drodze do Zbaraża. Znalazłam tam wówczas nagrobek mojego dziadka. Postanowiłam więc, że wrócimy uporządkować teren. Gdy zaczęliśmy prace, na ten cmentarz zaczęły przychodzić i nas podglądać miejscowe dzieci. Trudno było się z nimi porozumieć. Trochę mówię po rosyjsku, to tak próbowaliśmy. Na następny rok już więcej mówili po polsku. W ramach akcji sprzątania zrobiliśmy więc akcję nauki języka polskiego. Jedna nauczycielka przekazała mi książki do nauki języka polskiego z pierwszej klasy. I z tymi książkami tam pojechaliśmy. Pracowaliśmy na cmentarzu do godz. 14, a później otwieraliśmy „szkołę językową”. Dzieci się uczyły do samego wieczora. Gdy wyjeżdżaliśmy, niektórzy mówili już pewne zwroty po polsku. Gdy przyjechaliśmy na trzeci rok, to niektóre dzieci witały nas stwierdzeniem, ... że są Polakami! Ale to było raczej nawiązanie do miejsca zamieszkania ich przodków, czyli Bieszczad, bo oni są Łemkami.
To wasze działanie na rzecz uporządkowania grobów jest jednak niczym w porównaniu z „sianiem” polskości…
W tym roku pojechałam na odsłonięcie pomnika fundacji Mosty. W Sieniawie poprosiłam o towarzyszenie dziewczynki, które poznaliśmy cztery lata temu. Jedna z nich studiuje polonistykę we Lwowie. Byłam zaskoczona. Ona cztery lata wcześniej nie mówiła w ogóle po polsku! Pytam ją więc: „A czy na twoją decyzję wpłynął nasz pobyt?”. On mówi: „Oczywiście! Gdybyście nie przyjechali, to nie uczyłabym się języka polskiego”. Otóż, gdy jedziemy tam sprzątać groby, mieszkamy u polskich rodzin. Nasze dziewczyny zaprzyjaźniły się z tamtą dziewczynką. Pisywały do siebie listy. Ona znalazła sobie nauczycielkę i chodziła na korepetycje z języka polskiego.
A w Bolesławcu przy okazji inicjatyw udaje się kogoś „zarazić” patriotyzmem?
W tym roku organizujemy wyjazd z Bolesławca razem z harcerzami oraz członkami Towarzystwa Miłośników Lwowa. W tym roku wzięłam do Wilna 10 harcerzy z Bolesławca. Kiedy jechali, zachowywali się, jakby byli na wycieczce. Gdy wracali, atmosfera była diametralnie inna. Mówili, że nigdy nie przeżyli tak wielkiego doświadczenia patriotyzmu. W Polsce takiego nie ma. Zaczęli więcej działać. Zapraszają Kresowian. Zbierają żywność. Dodatkowo w inicjatywie biorą udział Kibice Zagłębia Lubin. Zszokowało mnie, gdy usłyszałam, że chcą się włączyć. Okazało się, że kierowca-wolontariusz, który był z nami sprzątać groby, opowiedział o tym swojemu koledze. Prezes kibiców, gdy mi to opowiadał, śmiał się, że w życiu by nie pomyślał, że tamten będzie tak ciężko pracował i że będzie tak bardzo z tego zadowolony! Ale tam jednak jest ta polskość. Tam trzeba być, by czuć Polskę. To zaś zmienia myślenie o naszym kraju.
Zbierane są:
Do darów można także dołączyć kartki świąteczne - listy z życzeniami, parę ciepłych słów od siebie.
Rzeczy zostawiamy w następujących miejscach: