Pamiętam żal ludzi, gdy z Lubania znikała jednostka Straży Granicznej. Ale jak tak dalej pójdzie, zielone otoki może tu jeszcze wrócą, bo Niemcy straszą nas ograniczeniem układu z Schengen.
Kiedy politycy zza Odry zrobili to pierwszy raz, wziąłem kartkę i po lewej stronie wypisałem sobie, co daje nam Schengen, a po prawej - w czym przeszkadza. Zacząłem od lewej: mogę pojechać bez zatrzymania z Legnicy do Lizbony. Super. Po drugie.... Hmmm. No, ten... No, dobra. Na chwilę zmienię stronę - pomyślałem - będę miał czas do namysłu i zaraz wrócę do pisania długiej listy schengenowych zalet.
A po prawej, no cóż, drobiazgi: gdyby przywrócić kontrole na granicach, zwiększyłoby się bezpieczeństwo, zmalał przemyt, oszczędziłoby się pieniądze na grupy pościgowe po obu stronach granicy. Każdy z punktów da się rozwinąć w wielowątkową opowieść, w której każdy z podpunktów nie traciłby na istotności z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa.
Wróciłem do lewej - bez Schengen trzeba by było zatrzymywać się do kontroli paszportowej. Dramat! Więcej nie przychodziło mi do głowy. Wyszło 3:2 na niekorzyść bezgranicza. Trudno, może jeszcze coś wymyślę, tak, żeby jednak wyszło na korzyść, zgodnie z wpajaną nam europejską doktryną.
Na razie zastanawiam się, dlaczego Bruksela tak uparcie forsuje ten brak granic? Czy ich przywrócenie komuś z nas aż tak uprzykrzyłoby życie, że walka o Europę bez granic warta jest ryzyka nielegalnego handlu, gonienia po kraju za nielegalnymi imigrantami, niebezpieczeństwa wwozu i wjazdu do nas wszystkiego, co albo niebezpieczne albo niepożądane?
Kto powiedział, że Schengen to warunek sine qua non istnienia Zjednoczonej Europy? Byliśmy w Unii i nie byliśmy w Schengen. Teraz tak samo jest z Bułgarią, Chorwacją czy Rumunią. Czy przez to te kraje są jakby mniej w Unii? A kiedy Francja, Niemcy, Hiszpania, Austria czy Węgry przywracają okresowo (?) kontrolę na granicach, czy to oznacza jakąś ideologiczną hekatombę dla UE?
Można żyć zatrzymując się do kontroli paszportowej. Można mieć własnych pograniczników na własnych granicach, a nie tylko zewnętrznych Unii. I we własnych miastach, tu gdzie rodziła się i trwała przez prawie 70 lat tradycja strzeżenia granic.