Oto wspomnienia o ks. infułacie Władysławie Bochnaku, który odszedł do Pana równo przed rokiem.
Stanisław Dąbrowski, "Moje z Księdzem Profesorem Władysławem Bochnakiem rozmowy wieczorne"
Odbywały się one u schyłku życia mojego znakomitego interlokutora. Były oczywiście interesujące. Obejmowały szeroki rejestr kwestii, problemów, tematów historycznych, współczesnych dotyczących naszego miasta, regionu, kraju. Zapewne nie muszę podkreślać, że spotkania te nie były tematycznie zaprogramowane ani też nie odbywały się systematycznie. Po prostu wynikały z pewnej psychologicznie umotywowanej potrzeby kontaktu ze strony mojej i mojego rozmówcy. Zwykle poprzedzały je telefoniczne zaproszenia Księdza Profesora "na herbatę". W niniejszym krótkim wspomnieniu jedynie dla przejrzystości narracyjnej wprowadzam w istocie sztuczny układ tematyczny według zasady chronologiczno historycznej.
Księdza Profesora poznałem osobiście w czerwcu 1991 r. (...) Tematyka „kościelna" w naszych rozważaniach nie była jedyna ani też wyizolowana. Wydarzenia polityczne, a także z dziedziny oświaty, kultury, wychowania, ich reperkusje w tamtym okresie oceniane były z punktu widzenia późniejszych doświadczeń, także naszych osobistych, negatywnie weryfikowanych rzekomych „prawd” głoszonych nawet przez niekwestionowane autorytety intelektualne. Mimo upływu wielu dziesięcioleci smutek i pewne zażenowanie, przynajmniej nasze budziło wspomnienie np. imprez rzekomo naukowych związanych z kultem Stalina, których spektakularnym przykładem była ogólnopolska konferencja „naukowa” w 1951 r. po opublikowaniu przez „genialnego” autora „wiekopomnego dzieła” pt. "Marksizm a zagadnienia językoznawstwa". Nie przestały nas i nie tylko nas frapować przyczyny dość powszechnego i głębokiego załamania etyczno-moralnego znacznej części elit naukowych i kulturalnych, ich przedstawicieli, konkretnych osób, które tradycyjnie odpowiedzialne były za wychowanie społeczeństwa i obowiązek ten w przeszłości przedwojennej i okupacyjnej z powodzeniem spełniały. Zastanawiało nas zjawisko wręcz „rewolucyjnej” zmiany postaw i poglądów niemałej ilości przedstawicieli świat nauki i kultury wyrażających entuzjastyczny aplauz dla systemu stalinowskiego latach 50. i w tym kontekście zaciekawienie nasze budziła postawa tych samych osób i środowisk w latach 60. i 70. krytycznie nastawionych do systemu komunistycznego.
W wieczornych dyskusjach znalazły wyraz istotne konteksty wydarzeń 1956 r., nadzieje, jakie z nimi wiązał ogół społeczeństwa polskiego, i ich rychłe fiasko. Interesujące były wspomnienia na temat powrotu Prymasa Stefana Wyszyńskiego z Komańczy na ul. Miodową w Warszawie i wyborów sejmowych w 1957 r.
Szerzej analizowaliśmy stosunki polsko-radzieckie w powojennej przeszłości, ich wizje na tle przewidywanych przemian sytuacji międzynarodowej. Powyższy zestaw zagadnień tworzył ramy tematyczne dyskusji z pominięciem konkretnych haseł czy tematów. Bardziej szczegółowo potraktowany był dorobek Soboru Watykańskiego Drugiego wraz z listem polskich ojców Soboru do ich braci, w szczególności do episkopatu niemieckiego. Myśli przewodnie dokumentów soborowych były przedmiotem egzegezy ze strony Księdza Profesora Władysława Bochnaka. (...)
Oczywiste zainteresowanie budziła sytuacja Kościoła w Polsce i na świecie w okresie pontyfikatu Jana Pawła II, później Benedykta XVI. Nie pomijaliśmy spraw naszego Kościoła lokalnego, kwestii zmian administracyjnych i organizacyjnych związanych z erygowaniem legnickiego biskupstwa. Jest rzeczą zrozumiałą, że sprawy te budziły moje szczególne zainteresowanie, bowiem ustanowienie legnickiej diecezji było wysokiej rangi wydarzeniem historycznym, wiele znaczącym dla miasta i regionu. Świątynią katedralną stał się kościół pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła, którego proboszczem był inspirator naszych spotkań i dyskusji. Jest jednak swego rodzaju paradoksem, iż pomimo inicjatyw z mojej strony, wręcz usiłowań sprowokowania do rozmów, wyjaśnień różnych sytuacji i okoliczności dotyczących interesujących mnie spraw rozmowy miały charakter specyficznie dyplomatyczny. Uzyskiwałem odpowiedzi dające jedynie ogólny obraz sytuacji Legnicy (i nie tylko) w przełomowych latach 1989–1993. W jakimś stopniu przyczyną tego mogła być przesadna skromność Księdza Proboszcza kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Wiadomo bowiem, iż miał on niemałe zasługi dla tworzącej się legnickiej diecezji. Nie należy sadzić, iż wszystkie problemy mieszczące się w ramach wymienianych zagadnień były gruntownie czy nawet pobieżnie dyskutowane. Nie było to możliwe ani też nie było to naszym celem. Konkretne tematy były swego rodzaju pretekstem do spotkań i dyskusji. Wszak spotkania te nie były ani ściśle planowane ani też w sensie merytorycznym programowane czy przygotowywane. Po prostu w sposób żywiołowy na towarzyskim spotkaniu z Księdzem Profesorem „przy herbatce i rogalikach” poprzez takie czy inne skojarzenia pojawiała się jakaś kwestia związana z naszymi zainteresowaniami historycznymi lub dotyczącymi aktualnej sytuacji miasta, kraju, z której wynikał temat rozmowy. Były to więc zwyczajne koleżeńskie „profesorskie" spotkania. W opiniach i ocenach wydarzeń ludzi nie czuliśmy się skrępowani ani jakąś sztuczną autocenzurą, ani jakimikolwiek uwarunkowaniami. Oczywiście obowiązywała nas własna wewnętrzna dyscyplina i zwyczajna ludzka uczciwość. Z niej wynikał nakaz dystansu i obiektywizmu w stosunku do spraw i ludzi.
Spotkania z Księdzem Profesorem – przypadkowe przed katedrą legnicką i przede wszystkim w domu parafialnym były dla mnie w sposób szczególny satysfakcjonujące. W moim odczuciu nawiązywały do dobrej tradycji obyczajowej kultywowania w dawnej i niedawnej przeszłości spotkań towarzyskich szczególnie w środowiskach inteligenckich. Spotkania takie, będące swego rodzaju socjologicznym desygnatem, miały i mają różne motywacje. Zawsze opierają się na zaufaniu, kształtują wzajemne sympatie. Nas łączyły wspólne zainteresowania historyczne, a także współczesność naszego miasta i regionu.
Byłoby z mojej strony pretensjonalnym nadużyciem twierdzenie, iż moje kontakty z Księdzem Profesorem Władysławem Bochnakiem były wyrazem głębokiej wzajemnej przyjaźni. Wszak znaliśmy się zbyt krótko, aby osiągnąć ten stan zażyłości. Z pewnością byliśmy zaprzyjaźnieni. Okazywałem Księdzu Profesorowi Władysławowi Bochnakowi szacunek za jego postawę charyzmatycznego kapłana, uczonego, wychowawcy, nauczyciela młodzieży przygotowującej się do posługi kapłańskiej. Ze strony Księdza Profesora odwzajemniany byłem życzliwością i nieukrywaną sympatią. Była ona dla mnie wiele znacząca, gdyż w moim głębokim przekonaniu ksiądz profesor Władysław Bochnak był autorytetem osobowym, wzorem kapłana i obywatela. Takim też pozostaje w mojej pamięci.