Przekonałem się, że marsze antyimigracyjne to faktycznie marsze strachu.
Oczekując na rozpoczęcie marszu antyimigracyjnego w Legnicy, próbowałem wśród uczestników dostrzec kogoś, kto miałby więcej niż 30 lat. Udało mi się wyłowić wzrokiem zaledwie kilka takich osób. Na setkę demonstrantów. To praktycznie sami młodzi ludzie tworzyli tę manifestację. Na dodatek wielu z nich było ubranych w bluzy z logami klubów piłkarskich.
Czy to oznacza, że w Legnicy istnieje silny, skrajny nacjonalizm, który na dodatek co tydzień uzewnętrznia się na lokalnych trybunach stadionowych? Nie, myślę że nie. Bo skoro w 100-tysięcznym mieście odbyła się manifestacja, która rzekomo odzwierciedla poglądy większości Polaków ("wystarczy przejrzeć fora internetowe" - cytat z organizatora), to dlaczego przyszło niecałe 100 osób? To zaledwie 0,1 proc. mieszkańców. W dodatku były to osoby poniżej trzydziestki, które przyjechały z kilku okolicznych miejscowości. Nawet sama medialna twarz manifestacji, Robert Winnicki, oprócz startu w wyborach do Sejmu RP niewiele ma dzisiaj wspólnego z Legnicą.
Zaryzykuję tezę, że był to osoby, które związane kibicowaniem drużynom piłkarskim po raz kolejny znalazły okazję, by wyrazić swój młodzieńczy niepokój, że państwo jest za słabe, by poradzić sobie z ewentualnymi problemami z licznymi imigrantami. Ci młodzi wytykają na polskich stadionach rządzącym zakłamanie i obłudę. A wodę na młyn przynoszą im coraz to nowsze sytuacje, z których kibice wychodzą przekonani, że to oni mieli rację, że Polska to kraj słabo zarządzany. Jak chociażby sprawa z trzymanym w areszcie przez ponad 3 lata Maćkiem, o którego upomnieli się solidarnie wszyscy kibice.
Czy kibice zawsze mają rację? Oczywiście, że nie. Częstokroć nawet forma wyrażania sprzeciwu, nawet w słusznej sprawie, jest dla mnie nie do przyjęcia.
Wiem na pewno, że demonstracje młodych są pewnym kolorytem każdej demokracji. Lustrem prawdy dla dojrzałych i majętnych, którzy już dawno zmienili ideały na idealny, spokojny i przewidywalny świat posad i majątków. Młodzi, nie widząc innej możliwości wyrażenia swojego buntu, chodzą po ulicach i skandują niepopularne hasła. Niewiele jednak to zmienia w obrazie polskiej polityki czy też życia społecznego.
Na szczęście, mam przykład manifestacji, która zmienia moją ojczyznę. Jestem dumny, że raz do roku przez Legnicę przechodzi Marsz dla Życia i Rodziny. Ba, takich marszy w Polsce są dziesiątki. I tam też głównie idą ludzie młodzi. Oni też się buntują wobec słabości państwa, które nie potrafi bronić najsłabszych i potrzebujących ochrony. Kolejno - nienarodzonych i polskich rodzin. Oni też się buntują, bo nie widzą przyszłości dla założenia rodziny i wychowania dzieci. Też martwią się o wykluczonych - starszych, głodnych i opuszczonych.
Robią to jednak w formie mało ofensywnej i łączą to z codziennym świadectwem swojego życia rodzinnego, miłosiernego i w "perspektywie Bożej miłości".
To wzmacnia nasze społeczeństwo, a nie zabranianie przyjeżdżania innym.