Związkowcy z KGHM biją na alarm, by rząd zajął się w końcu zabezpieczeniem stabilności spółki.
Przez kilka dni w mediach, zwłaszcza tych o charakterze biznesowym, krążyła informacja o rzekomym niebezpieczeństwie wykupienia przez obcy kapitał akcji KGHM Polska Miedź SA w wielkości gwarantującej kontrolę nad spółką.
Wszystko to miało być wynikiem spadających na łeb na szyję cen akcji KGHM, co z kolei było wynikiem poważnego spadku cen miedzi na giełdzie chińskiej. A że Chiny to największy jej odbiorca, te ruchy spowodowały, że wartość rynkowa wszystkich światowych wydobywców i producentów tego surowca poszła w dół. Na spadek wartości KGHM ma wpływ także polskie prawo, które każe odprowadzać koncernowi roczny podatek w wysokości ok. 1,5–2 mld zł. Problemem koncernu jest to, że największy pakiet ma, oczywiście, Skarb Państwa, ale jest to tylko 31,7 proc. akcji. Każdy, kto zdobędzie więcej, niż posiada państwo, może wpływać realnie na zmianę władzy w firmie. Jeszcze niedawno państwo polskie posiadało ponad 41 proc. akcji, ale 10 proc. zostało sprzedanych przez rząd Donalda Tuska. – Jesteśmy mocno niedoszacowani. Wycena KGHM na giełdzie jest o 30–40 proc. niższa niż porównywalnych spółek zagranicznych – mówi Herbert Wirth, prezes koncernu, który jednak uspokaja, że na razie nie pojawił się żaden poważny kontrahent, który przejawiałby choć cień zainteresowania polskim holdingiem. Związkowcy, w tym Leszek Hajdacki, biją na alarm, by rząd zajął się w końcu zabezpieczeniem stabilności spółki. Wśród pomysłów jest rozporządzenie do ustawy wprowadzającej coś na kształt „złotej akcji”. Ma powstać lista przedsiębiorstw o strategicznym znaczeniu dla Skarbu Państwa i minister odpowiedzialny mógłby w każdym momencie zablokować niekorzystną, z jego punktu widzenia, transakcję własnościową danego przedsiębiorstwa. Niestety, do chwili zamykania tego numeru takiej listy firm jeszcze nie było. A ceny akcji KGHM nadal utrzymują się na niebezpiecznie niskim poziomie.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się