- W więzieniu tylko siedzimy. Nie wiem więc, czy taki nawet 30-kilometrowy odcinek nie będzie dla mnie za trudny. Chciałem się sprawdzić - mówi Mirek.
W tym roku aż czterech mężczyzn odbywających wyroki więzienia w Areszcie Śledczym w Lubaniu otrzymało pozwolenie na wzięcie udziału w pieszej pielgrzymce legnickiej. A dokładnie w dwóch z pięciu dni na dojściu do Legnicy ze Zgorzelca w tzw. marszu gwiaździstym grupy nr 5. W zeszłym roku podobnie kilku więźniów szło z Lubania do Nowogrodźca. W tym roku udało się wydłużyć odcinek o jeden dzień ze Zgorzelca do Lubania.
I fakt. Żeby móc otrzymać wyjściówkę aż na dwa dni, trzeba mieć przede wszystkim dobre zachowanie; począwszy od dobrej opinii wychowawcy aż na dyrektorze zakładu skończywszy. O tym, że niełatwo jest je uzyskać, pokazuje fakt, że z 12 zgłoszonych ochotników na pielgrzymkowy szlak mogło pójść zaledwie 4. - W większości siedzimy za drobne przestępstwa i mamy nieduże wyroki. Zostało nam zaledwie po kilka miesięcy odsiadki - mówią osadzeni.
O pieszej pielgrzymce usłyszeli od kapelana aresztu. Zgłosili się prawie natychmiast, chociaż, jak sami przyznają, nie zawsze wartości religijne były na pierwszym planie. - Usłyszałem i postanowiłem się zgłosić. Zawsze jest to coś innego niż siedzenie pod celą - nie ukrywa Mirosław. Dla niego wyjście z zakładu było też formą sprawdzenia się.
Tym oryginalnym braciom pielgrzymkowym towarzyszył kapelan Aresztu Śledczego w Lubaniu ks. Artur Węgiel. - Każde wyjście dla nich jest tęsknotą do wolności. Mogą jej doświadczyć tutaj, na pielgrzymkowym szlaku, we wspólnocie, którą stworzymy razem z ludźmi z tej strony murów. A osadzeni przez to zatęsknią do wspólnoty. Ważne jest też to, że tutaj poprzez rozmowy z ludźmi i słuchanie konferencji usłyszą coś o Panu Bogu. Będzie to więc jakaś droga do poznania Go - mówi kapłan.
Czy wracał temat pielgrzymki wśród pięciu więźniów, którzy brali udział zeszłorocznym przejściu? - Pewnie! Do samego końca, dopóki w areszcie był ostatni z zeszłorocznej piątki! Stale wracali do tematu. To przejście niezwykle mocno zapadło im w pamięć i serca - mówi ks. Artur Węgiel.
A jakie intencje mieli w sercach tegoroczni bracia-więźniowie? - Jak najszybciej do domciu. Zobaczyć żonę, malutkiego synka! - mówi Łukasz. - Wielu znajomych chodziło na pielgrzymkę i opowiadali, jak tam jest. Ale nigdy jakoś nie pociągnęło mnie i nie poszedłem. Ale zobaczę, jak będzie w tym roku i może za rok spróbuję zrobić to z rodziną. Już na wolności - mówi Artur.
Ks. Artur Węgiel nie ukrywa, że pomysł na pieszą pielgrzymkę z odbywającymi kary więzienia nie jest jego autorskim pomysłem, lecz zaczerpnął go od kapelana więźniów, który rokrocznie idzie z osadzonymi w pieszej pielgrzymce z Warszawy.
Kilka, kilkanaście lat temu zdano sobie sprawę z bardzo pozytywnego oddziaływania pieszych pielgrzymek na pracę resocjalizacyjną nad osadzonymi. Obserwujemy dzisiaj wiele tego typu przedsięwzięć. Przez naszą diecezję regularnie przechodzą opiekunowie z młodocianymi więźniami w ramach pielgrzymki szlakiem św. Jakuba. Idą z całej Polski i kończą w Zgorzelcu, ponieważ prawo zabrania takim osobom opuszczania obszaru kraju.