Wśród komentarzy po referendum w Grecji pojawiły się opinie, że Grecy mają rozdmuchane ego i nic sobie nie robią z unijnych zakazów i nakazów. Jakbym słyszał opinię o Polakach na wakacjach.
- Myśli pan, że jak nam zakazali jeść baranie głowy i nie palić w restauracjach, to wszyscy Grecy zastosowali się do unijnych norm? - pyta mnie urodzony w Polsce Grek, pobłażliwie kiwając głową i unosząc przy tym brwi.
- No tak, nie stosują się - mówię z rezygnacją - a my byśmy się zastosowali... - Właśnie! My - podnosi palec Grek urodzony w Polsce - byśmy się zastosowali! Polacy to nie Grecy - mówi z naciskiem.
Widać, że sprzyja raczej tej połowie greckiego społeczeństwa, które w ostatnim referendum zagłosowała na "tak", dla propozycji obmyślonej przez wierzycieli Aten. Ale pewnie gdyby mieszkał w Grecji, kraju swoich przodków, nadal paliłby w restauracjach. Jedzenie baraniego łba nie przeszkadza być zwolennikiem zaciskania pasa i rezygnacji z finansowych przywilejów.
Ale urodził się i mieszka w Zgorzelcu. Twierdzi, że jak widzi zakaz, to się do niego stosuje. Ciekawe, bo urodził się i dorastał wśród ludzi raczej przekornych. Doświadczonych najpierw szlachecką anarchią, później zaborami, a na koniec komunizmem. Nauczonych, że łamanie zakazów jest obowiązkowym aktem sprzeciwu wobec władzy.
A jednak i my powoli zaczynamy stosować się do zakazów. Rzeczpospolita przekornych powoli odchodzi w przeszłość. Jak się okazuje po wynikach niedzielnego referendum w Grecji - także tam. To tym bardziej symptomatyczne, że - jak chce coraz bardziej popularna hipoteza - dzisiejsi Grecy to w większości zhellenizowani Słowianie.